więcej o piętnaście do dwudziestu łokci. Ilekroć dojechałem do krzaka, zatrzymywałem się, aby się z poza niego ostrożnie rozglądnąć.
Wtem usłyszałem przeraźliwy gwizd. Pochodził stamtąd, gdzie teraz najprawdopodobniej byli moi towarzysze. Kto go wydał? Czy Halef, aby mnie ostrzec i dać znak? Nie, on inaczej by się odezwał. A może krawiec? Czyżby się umówił z Miriditem, że w ten sposób oznajmi mu o naszem zbliżaniu się? W takim razie byłoby to z jego strony najwyższe zuchwalstwo, zwłaszcza że wiedział, iż cały plan już zdradzony przedemną.
Ledwie gwizd przebrzmiał, usłyszałem za krzakiem odgłos, jak gdyby ktoś wymówił słowo „el hassil — nareszcie“. Usłyszałem tętent nie jasny, lecz głuchy z powodu właściwości gruntu i podniosłem się w siodle, aby rzucić okiem poza krzak, za którym się zatrzymałem.
Istotnie ujrzałem Miridita, który siedział na trawie przy koniu, a teraz wskoczył na siodło. On także stanął w strzemionach i patrzył za nami.
Przyznać muszę, że miejsce wybrał bardzo dobre, nadające się doskonale do zamierzonego celu. Miridit mógł wypaść na nas błyskawicznie z krzaków i zniknąć równie szybko za nimi. Jego nagłe, niespodziane zjawienie się przed nami musiałoby nas było stropić. Zanimbyśmy się opamiętali, zastrzeliłby mnie lub zabił, a potem ukryłby się bezpiecznie, zanim przerażeni towarzysze zdołaliby o pogoni pomyśleć.
Wszystko to było wcale ładnie obmyślane, ale rachunek zrobiony był bezemnie i aby go przekreślić, odwinąłem w ostatnich dwu minutach lasso.
Broń ta, straszna w ręku wprawnego przeciwnika, nie jest, jak sądzi wielu, wyłącznie amerykańską. Wszystkie ludy koczownicze, wypasające trzody bydła, posługują się nią w rozmaitej formie i na rozmaite, im właściwe, sposoby. Czikosz używa do chwytania sznura lub rzemienia tak samo, jak rosyjski tabunczik. Turkomani mają także swoje długie, giętkie kaji jak Mongoli,
Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/306
Ta strona została skorygowana.
— 288 —