Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/349

Ta strona została skorygowana.
—   325   —

— Nie zdaje mi się. Allah nie pozwoli potępionemu porzucić piekielnych męczarni i przechadzać się po ziemi. Dobrych duchów natomiast bać się niema potrzeby, przebrane zaś strachy zaatakujemy bez pardonu. A teraz proszę cię, każ nas zaprowadzić do wieży.
— Będziecie musieli przejść częścią ogrodu, którym się zachwycisz. Kosztuje mnie dużo pieniędzy i jest tak piękny jak park szczęśliwych za bramą pierwszego nieba.
— W takim razie żałuję, że się tem nie będę rozkoszował, gdyż nie mogę przechadzać się po nim.
— Jeśli chcesz, to możesz w nim mimoto przyjemnie jakiś czas spędzić. Nie trzeba iść, możesz jechać. Moją żonę także chodzenie męczy. Dlatego kupiłem dla niej fotel na kółkach i na nim ją wożą. Teraz niema jej w domu i ty możesz go użyć.
— O to dla mnie wielkie dobrodziejstwo.
— Każę zaraz przynieść ten fotel. Humun cię powiezie i wogóle służyć wam będzie.
Ten gałgan miał nas pewnie obserwować tak, żebyśmy nic nie przedsięwzięli, czegoby on nie zobaczył. Odpowiedziałem zatem:
— Nie śmiem pozbawiać cię przybocznego sługi. Nauczyłem się zresztą korzystać z pomocy towarzyszy.
— Do tego ja nie dopuszczę — odparł. — Oni są tak samo jak ty moimi gośćmi i byłoby niegrzecznością z mej strony postępować z nimi jak z osobami podrzędnemi. Nie sprzeciwiaj się więc. Humun ma polecenie wykonywać wasze rozkazy i być zawsze przy was.
Być zawsze przy nas? To znaczy, że oddano nas pod jego dozór. Jak go się pozbyć?
Wsiadłem do fotelu i pożegnałem się z gospodarzem. Służący mnie wysunął, a reszta ruszyła za nim.
Przebyliśmy wielką sień domu głównego i wyszliśmy na dziedziniec, służący prawdopodobnie za ogólny skład gnoju. Po dwu stronach stały dwie chałupy, napełnione słomą. Czwartą stronę dziedzińca tworzyły stajnie, z przechodem w środku, przez który dostaliśmy się do ogrodu.
Była to murawa, na której wznosiło się kilka stert