siana. Potem doszliśmy do kilku grządek warzywnych. Kwitnęło tam trochę kwiatów. I to miał być słynny ogród szczęśliwych? No, w takim razie prorok nie miał szczególnego wyobrażenia o smaku muzułmanów.
Minąwszy grządki, weszliśmy znowu na trawnik, większy od poprzedniego. Stało na nim także kilka kopic, ułożonych z siana i zboża rozmaitego rodzaju. Tu wynurzyła się „wieża pramatki“.
Był to okrągły, bardzo stary, budynek z czterema, umieszczonemi nad sobą, oknami, zatem dość wysoki. Szyb w oknach, jak zwykle, brakło. Wejście stało otworem.
Parter zajmowała jedna komnata, z której wiodły w górę dość niepewne schody. Ujrzałem pod ścianami rogóże, a na nich poduszki. W środku umieszczona była na nizkich nogach deska, która miała nam prawdopodobnie stół zastąpić. Więcej mebli nie znalazłem.
— Oto mieszkanie wasze, panie — objaśnił Humun, wsunąwszy mnie do środka.
— Czy często tu goście mieszkają?
— Nie. To najlepszy z naszych pokoi, a pan dając wam go, chce was właśnie odznaczyć.
— A jakie są pokoje nad nami?
— Jeszcze dwa takie same jak ten, a potem komnata z pięknym widokiem w dal. Niema w nich mebli, bo nikt tam nigdy nie mieszka.
Otaczająca nas ściana wyglądała tak niemal, jakby częste, choć małe, trzęsienia ziemi wyrywały kamienie z muru. Nie było tu ani tynku, ani komina.
Po drodze przyszło mi na myśl, jak się pozbyć służącego. Spotkaliśmy robotnika z kaprawemi oczyma i przypomniał mi się mimowoli przesąd ludzi wschodnich o istnieniu „złego wzroku“. Włosi nazywają to, jak wiadomo, jettatura.
Skoro człowiek ze „złym wzrokiem“ spojrzy tylko ostro na drugiego, może się ten drugi spodziewać rzeczy najgorszych. Ktoś obdarzony przypadkiem ostrem, przenikliwem, spojrzeniem popada łatwo w podejrzenie, że jest jettatore i wszyscy go unikają.
Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/350
Ta strona została skorygowana.
— 326 —