latywały bez wahania i przypatrywały nam się z gniazd z tą obelżywą poufałością, z jaką wróble patrzą zawsze na ludzi, dla których nie czują najmniejszego respektu.
Rzuciłem w kąt kilka kawałków jajecznicy, a ptaki zleciały się, aby się czubić o to i dziobać. Były teraz wszystkie z nami w wieży. Na dworze zrobiło się pochmurno, a dalekie grzmoty zapowiadały zbliżanie się burzy.
— Przynieś nam lampę — rzekłem do Janika — i skorzystaj z tej sposobności, aby panu powiedzieć, że pozamykamy wszystkie okiennice w wieży i zaryglujemy je od środka.
— Dlaczego?
— Zapyta cię pewnie o to. Donieś mu, że zabezpieczamy się tak dlatego, że nie chcemy ducha pramatki wpuścić do wieży.
Po jego odejściu wyleźli towarzysze na wyższe piętra, aby dobrze pozamykać okiennice. Niebawem wrócił Janik z lampą glinianą, w której było tak mało oliwy, że musiała za godzinę zgasnąć.
— Czemu przyniosłeś tak mało oliwy? — zapytałem.
— Pan mój nie dał więcej; powiedział, że się wnet spać położycie. Ale Hanka jest mądra dziewczyna i wsunęła mi to potajemnie.
Dobył z kieszeni flaszeczkę pełną oliwy i postawił przed nami.
— To chyba skąpstwo niezwykłe — rzekłem. — Pan twój chce, żebyśmy się znaleźli w ciemnościach; w takim razie jest się bezbronnym.
Doleciał mnie trwożny pisk i ćwierkanie. To spowodowało, że popatrzyłem na wróble. Siedziały napuszone w gniazdach i zachowywały się tak, jakby miały boleści. Jeden wyleciał z dziury i upadł na ziemię, gdzie potrzepotał jeszcze skrzydłami i nie poruszył się więcej. Nie żył już.
— Tak prędko! — rzekł Halef. — Ten drab wrzucił niezawodnie dobrą porcyę trucizny do jajecznicy.
Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/358
Ta strona została skorygowana.
— 334 —