Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/369

Ta strona została skorygowana.
—   343   —

Z powodu burzy i bardzo spóźnionej pory zrobiło się dość ciemno. Halef chciał zapalić lampę, ale ja nie pozwoliłem na to. Drzwi tylko przymknięto tak, że ze swego miejsca mogłem przez szparę wyglądać na ogród i mieć szopę na oku.
Chociaż nie było prawdopodobnem, żebym mógł coś wyśledzić, bo należało się spodziewać, że postępować będą z wielką ostrożnością, to jednak dopomógł mi nadzwyczajnie przypadek. Oto oślepiająca błyskawica rozjaśniła na chwilę ciemności i w tym przeciągu czasu zobaczyłem ludzi pod szopą. Dwaj z nich, pochyleni ku ziemi, starali się zrobić wejście w ten sposób, że wyjęli kilka snopów zboża.
Kto to byli ci ludzie? Napewno ci, których oczekiwaliśmy. Słota, wskutek której wszyscy mieszkańcy pochowali się w izbach, nastręczyła im dobrą sposobność dostania się niepostrzeżenie do kryjówki. Postanowiłem ich podsłuchać.
Najpierw poleciłem Janikowi stanąć obok szpary i wypatrzyć odpowiednią chwilę. Ustawiczne błyskanie się ułatwiało mu niezmiernie to zadanie. Gdy mi oznajmił, że już nie widać nikogo i że wejście zatkano, kazałem się jemu i Osce zanieść pod szopę. Skoro się tylko oddalili, usiłowałem się wcisnąć między poziomo ułożone snopy. Było to trudne do pewnego stopnia, gdyż samym swoim ciężarem przylegały dość silnie do siebie. Należało także usilnie unikać hałasu.
W tym względzie na rękę był mi plusk deszczu, wycie wichru i nieustanne prawie grzmoty. Głową naprzód wciskałem się, coraz to dalej i dalej, pomiędzy snopy. Słoma żyta, z której były zrobione, nie była pomierzwiona, lecz tak związana, że nie tylko zachowywała swą naturalną długość dorosłego człowieka, lecz snopy dłuższe były niż sama słoma. To też grubość ścian szopy była większa od długości mojego ciała, dlatego mogłem się w niej schować z nogami, nie wystawiając mimoto głowy we wnętrzu.
Snopy leżały kłosami do środka. Wsunąłem się po-