woli i cicho tak daleko, że kłosy okrywały twarz moją zupełnie, ja zaś mogłem dokładnie objąć okiem całe puste miejsce w środku. Burza nadzwyczajnie mi w tem dopomogła. Ruchy moje wywoływały szelest słomy i wypadanie ziarna, co w innym wypadku niewątpliwieby mnie było zdradziło. Jakbym się był bronił, nie mając swobody ruchów? Każda kula byłaby mnie trafiła, ponieważ nie zdołałbym był się pochylić. Jedyny ratunek polegałby na tem, żebym nieprzyjaciół uprzedził. To też jeszcze na dworze wziąłem do rąk rewolwery, gdyż ściśnięty snopami nie byłbym zdołał sięgnąć za pas lub do kieszeni. Wszystko inne, nawet nóż i zawartość kieszeni, zostawiłem w wieży. Gdybym coś tutaj zgubił, nie znalazłbym już z pewnością.
Kolista podstawa całej szopy mogła mieć czternaście łokci średnicy, a ściany około czterech łokci grubości, wewnętrzne puste miejsce obejmowało zatem ze sześć łokci tak, że tuzin osób mogło zmieścić całkiem wygodnie. Janik podał mniejszą przestrzeń. W środku wbity był w ziemię potężny słup, podtrzymujący słomiany dach szopy. Dokoła leżały snopy, służące jak o siedzenia, na słupie zaś wisiała latarnia, oświetlająca ciemne to miejsce. Wejście tworzyło kilka mniejszych snopów, które łatwo można było wysunąć i wsunąć. Z zewnątrz nie było tego widać, ale od wnętrza doskonale.
Na co Murad Habulam zbudował tę kryjówkę? Czyżby tylko dla ukrywania w niej brata Manacha el Barsza? W takim razie mógł to zrobić daleko mniejsze. Przytem musiałoby się w domu i obejściu znaleźć inne, wygodniejsze miejsce na pobyt dla jednej osoby. Zresztą były poborca podatkowy przyjeżdżał zawsze wierzchem, potrzebna więc była także kryjówka dla konia.
Nie, ta szopa przeznaczona była pewnie na przyjęcia dla większych towarzystw. Służyła do tajnych zebrań. Łatwo nasuwało się przypuszczenie, że zachodzące tutaj osoby należały do stronników Szuta.
Jeśli tak rzeczy stały w istocie, to Murad Habulam był wybitnym członkiem tej bandy zbrodniarzy. On, co
Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/370
Ta strona została skorygowana.
— 344 —