Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/371

Ta strona została skorygowana.
—   345   —

udawał, że cierpi na podagrę, takie zdrowe miał nogi, iż mimo niepogody poszedł do szopy. Siedział naprzeciw mnie, koło niego zajęli miejsca z boku Manach el Barsza i Barud el Amazat. Za nim zaś Mibarek z ręką na temblaku. Przy wejściu stał służący Humun, a naprzeciw niego Miridit, brat zabitego rzeźnika ze Zbigancy. Przybył więc i on, jak to przypuszczałem.
Z tej strony, gdzie ja byłem ukryty, znajdowały się trzy osoby: obaj Aladży i szpieg Suef. Nie mogłem ich zobaczyć, ponieważ siedzieli poniżej mej głowy, ale słyszałem ich rozmowę.
Naliczyłem więc razem dziewięć osób, przeciwko którym miało się bronić nas czterech. Ich suknie przemokły od deszczu, a łuski zboża tak gęsto je oblepiły, że barwy nie można było rozpoznać.
Pierwszy przemówił Miridit, czyniąc mało mnie obchodzącą uwagę:
— Nie powinniśmy byli ukrywać koni w lasku. Przy tych grzmotach nie jesteśmy ich pewni.
— Nie obawiaj się — odrzekł Habulam. — Moi parobcy dobrze będą pilnowali.
Konie stały więc w jakimś lasku pod strażą parobków naszego gospodarza. To upewniło mnie, że on oprócz Humuna ma jeszcze kilku powierników.
Mibarek wyciągnął rękę z temblaka i kazał Barudowi el Amazat odwinąć opatrunek. Habulam podał mu puszkę z maścią, zamówioną widocznie poprzednio w tym celu. Na ziemi stał dzbanek z wodą, którą rany obmyto.
Zobaczyłem, że mój onegdajszy strzał przeszył mu mięśnie ramienia, a wczorajsza kula strzaskała mu łokieć. Obie rany sprawiały z pewnością ból nadzwyczajny, zwłaszcza że o odpowiednim opatrunku nawet mowy nie było. W najlepszym razie mogła mu ręka zesztywnieć, ale prawdopodobnie groziła amputacya przedramienia. Jeśliby ranny nie miał przez dłuższy czas odpowiedniej opieki, należało się napewno spodziewać gangreny.
Po obmyciu uszkodzonych części ręki owinięto mu je szmatą, posmarowaną maścią i obwiązano potem su-