— Wcale? Dlaczegóż?
— Bo placka z jaj właśnie nie jedli. Ten hultaj ze złym wzrokiem poznał natychmiast, że potrawa zatruta.
— Przecież to niemożliwe!
— Niemożliwe? Chciałbym wiedzieć, co dlatego giaura wogóle jest niemożliwe! Pomyślcie sobie! Przyszedł do mnie z trzema towarzyszami i przyniósł jajecznicę. Swoim uprzejmie szyderczym sposobem powiedział, że najlepsza część uczty należy się gospodarzowi i żebym dlatego zjadł jajecznicę.
— Oj jej!
— I zażądał w dodatku, żebym ją zjadł w jego oczach. Obłożył ją nawet nieżywymi wróblami, którym dał jej przedtem skosztować.
— O Allah! Zatem rzecz się zdradziła!
— Naturalnie. Na nieszczęście zjadł także Janik trochę jajecznicy i musi umrzeć.
— Nie szkoda tego człowieka! — wtrącił zgryźliwie Humun.
— Bo jest twym nieprzyjacielem? Zważ, jakie na mnie przez to padnie podejrzenie! Mogą mnie zaskarżyć o trucicielstwo.
Opowiedział całe zdarzenie zdumionym słuchaczom, a potem rzekł:
— Jajecznica zniszczona razem z wróblami i niech kto teraz powie, że była zatruta!
— Dowiedzie tego śmierć Janika.
— O nie! Kto wie, co on spożył? Powiem, że zjadłem sam jajecznicę i nie zaszkodziła mi ani trochę.
— Czy ci obcy będą jeszcze jedli dziś wieczór?
— Sądzę, że tak. Muszę im podać wieczerzę, ale oczywiście bez trucizny; nie chcę się narażać na to, by mię wzięto za truciciela i dowiedziono tego. Nie, dziś wieczorem uraczeni będą tak obficie i dobrze, jak gdyby byli najmilszymi moimi gośćmi.
— Mojem zdaniem zrobisz dobrze. Ta gościnność ich złudzi i rozprószy ich podejrzenia. Ukołyszą się
Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/374
Ta strona została skorygowana.
— 348 —