Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/375

Ta strona została skorygowana.
—   349   —

w pewności, a to nam ułatwi przedsięwzięcie nasze. Nakarm ich więc dzisiaj tak hojnie, jak tylko zdołasz. Możesz to zrobić, bo koszta są drobnostką w porównaniu z korzyściami, jakie masz z naszego związku i jeszcze mieć będziesz.
— Korzyściami! Mówisz tak, jak gdybyście mi już przynieśli miliony. Zyski, które mi dajecie, są znikome w porównaniu z niebezpieczeństwem, na jakie narażam się jako wasz ajent.
— Oho!
— Zastanów się tylko nad obecnym wypadkiem. Jeśli zabijemy tych obcych i to się rozniesie, będę zgubiony. Cały mój wpływ nie wystarczy na ocalenie mi życia. Wy odjedziecie i nie dacie się złowić. Nie macie ojczyzny, ani majątku nieruchomego. Gdybym chciał się ratować ucieczką, musiałbym stracić wszystko, co posiadam.
— Więc zabierz się mądrze do rzeczy — mruknął Mibarek.— Ani ślad nie powinien zostać z tych nienawistnych.
— Naturalnie! Trzeba ich drobno posiekać i wrzucić do stawu szczupakom — zauważyli tamci.
— A ja potem jeść będę szczupaki? — spytał Habulam z giestem odrazy. — Ani myślę!
— To też to niepotrzebne. Ryby sprzedasz. Musimy się jednak śpieszyć, żeby przed nastaniem dnia wszystko było gotowe; strzelać nam nie wolno.
Nastąpiła długa narada na tem, w jaki sposób należy na nas napaść i zadusić lub zabić.
W końcu zgodzili się na to, że wlezą zapomocą drabiny na wieżę z zewnątrz, podniosą klapę i zejdą po schodach aż na parter, gdzie będziemy spali już mocno.
— A może będą czuwać te draby — wtrącił któryś.
— Wątpię — odpowiedział Habulam. — Na cóż mieliby czuwać? Zaryglują drzwi i okiennice, a ponieważ nie przypuszczają, żeby od góry wchodził kto do wieży, będą się czuli bezpieczni. Zresztą możemy się przedtem przekonać, czy już posnęli.