Zbliżając się do mnie z takiemi słowy, stanąłeś nad brzegiem grobu. Jeden mój chwyt i runiesz na dół!
— Oho! Ja jestem także uzbrojony — odrzekł Barud el Amazat, kładąc rękę na głowni pistoletu.
— Stać! — zawołał Mibarek. — Czyż przyjaciele mają się pożerać w niezgodzie? Barudzie el Amazat, to bardzo dobrze, że się dla naszej sprawy zapalasz, ale nie wolno ci tego czynić w słowach obelżywych. Usiądź napowrót! Miridit wyzna otwarcie, w jaki sposób zawarł z tymi ludźmi zawieszenie broni.
Barud usiadł niechętnie, a Miridit oświadczył:
— Dałem cudzoziemcowi mój czekan.
— Allah! To święty zwyczaj, przy którym nigdy nie można cofnąć umowy. Na jak długo broń tę zatrzymał?
— Dopóki mi jej nie zwróci dobrowolnie.
— To tak, jak na wieczne czasy!
— Jeśli mu się tak spodoba, to muszę się z tem pogodzić.
— Nie chcę cię ganić, bo nie znam jeszcze powodów twego kroku. Z człowiekiem, któremu się przysięgło krwawą zemstę, nie zawiera się takiego pokoju bez dostatecznych przyczyn. Zawdzięczasz zapewne dużo temu cudzoziemcowi, którego oby Allah potępił.
— Zawdzięczam mu wszystko, bo własne życie. Było w jego ręku, a jednak mi go nie zabrał.
— Opowiedz nam, jak się to stało!
Miridit zdał sprawę z nieudałego napadu i przedstawił wszystko tak zgodnie z prawdą, że postępowanie moje ukazało się w najlepszem świetle. Zakończył uwagą:
— Widzicie więc, że nie działałem lekkomyślnie. Kerem silahdan daha kuwwetli dir[1]. Nieuważałem tego przysłowia dotychczas za prawdziwe, ale teraz jestem całkiem innego zdania. Brat mój sam winien jest
- ↑ Wspaniałomyślność jest silniejszą od broni.