podstępu. Mylisz się, przypuszczając, że tu zostanę i rozmówię się potajemnie z tymi ludźmi. Idę pod drzewa do mego konia, dosiądę go i odjadę. Powiedziałem, że wam nie stanę w drodze i słowa mego nie złamię.
Schylił się, by usunąć snopy, tworzące drzwi. Tamci zrozumieli, że się nie da zatrzymać. Dlatego odezwał się Mibarek:
— Skoro chcesz nas rzeczywiście opuścić, to przysięgnij na brodę proroka, że nie ujmiesz się za obcymi!
Miridit odpowiedział z gniewnym ruchem ręki:
— To żądanie jest dla mnie obelgą. Dałem wam słowo i musicie mi wierzyć. Czy ty nie zwykłeś dotrzymywać twojego? Mimoto złożę przysięgę, bo nie chcę rozstać się z wami w niezgodzie. Czy jesteś zadowolony?
— Tak; ale zważ dobrze, jaka kara cię spotka, gdyby ci przyszło na myśl nas oszukać! My nie pozwalamy z sobą żartować!
Powiedziano to w tonie, wyzywającym dumę Miridita. On odszedł od wejścia, przystąpił tuż do starego i rzekł:
— I to odważa się mówić mnie ten, którego cała istota i działalność jest jednem ogromnem kłamstwem. Ktoś ty? Stary Mibarek, święty? Ty byłeś także kaleką Buzrą. Czy to nie było oszustwem? Skąd ty pochodzisz i jakie twoje imię właściwe? Tego nikt nie wie i nie potrafi powiedzieć. Przyszedłeś w te strony, jak choroba, jak taan[1], od której niech Allah swoich wiernych obroni. Usadowiłeś się w ruinie jak sukutan, jak bengi[2], który zatruł wszystko dokoła. Ja sam jestem tylko grzesznym człowiekiem, ale z tobą porównywać się nie chcę, a tem mniej zniosę twoje obelgi. Jeśli ci się wydaje, że masz władzę, której bać się należy, to pozostawiam ten strach ludziom słabym. Wystarczy jedno słowo któregoś z nas i będziesz zgubiony. Ja nigdy go