i tłuczonych orzechów. Następnie oglak kebabi[1], wcale niezła, pomimo że spotyka się często u ludzi uzasadniony wstręt do mięsa koźlego. Do tego podano tłusty piław i rozmiękczone migdały. Deser stanowiły owoce i cukry, których nie kosztowaliśmy jednak. Z tamtych potraw została także więcej niż połowa. Bylibyśmy nie tknęli niczego, ale Anka kazała nas uspokoić, że możemy jeść bez obawy, gdyż sama wszystko przyrządzała i że podczas tego nikt do kuchni nie wchodził.
— Ale twój pan jest w mieszkaniu? — spytałem Janika.
— Tak. Siedzi, pali fajkę i patrzy przed siebie. Kazał mnie zawołać i zapytał, co mi dolega. Zrobiłem minę okropną i powiedziałem, że zjadłem ajwę[2], prawdopodobnie niedojrzałą, bo spowodowała wielki ból brzucha.
— To było bardzo mądrze z twej strony. Teraz sądzi może, że nic ci nie wiadomo o jego trucicielstwie i nie będzie uważał za konieczne udawać przed tobą.
— To słuszne. Nie krył się z niczem zaiste. Dał mi całkiem wyraźnie do poznania, że jest wściekły na was i chciał wiedzieć o wszystkiem, co tylko robicie i mówicie. Opowiadałem mu, że noga cię boli, że chodzić nie możesz, że znużenie wasze jest tak wielkie, iż życzycie sobie spocząć jak najrychlej. Na to kazał mi zaraz po jedzeniu przygotować dla was łóżka do spania. Potem mam zaraz sam pójść na spoczynek. Im prędzej się położycie, mówił, tem wcześniej wstaniecie, a ja będę musiał też być wyspany, by wam móc usługiwać.
— Bardzo rozumnie z jego strony! Gdzie sypiasz zazwyczaj?
— Z Humunem i resztą służby.
— To nieprzyjemne! Nie możesz się więc oddalić niepostrzeżenie, a nam ciebie przecież potrzeba.
— O, co do tego, to nie obawiaj się, effendi. Od dzisiaj nikt nie chce spać ze mną, a Humun wskazał mi