na rozkaz pana miejsce noclegu pod dachem. Jeśli sobie życzysz, udam, że idą spać, lecz powrócę tutaj do wieży. Będzie już zaryglowane, ale ja zapukam.
— Lecz nie tak, jak zazwyczaj. To mógłby także kto inny uczynić. Zapukaj do okiennicy, która wychodzi na tamtą stroną, raz, potem dwa, a wkońcu trzy razy. W ten sposób będziemy wiedzieli, że to ty jesteś i otworzymy. Powiedz o tem także Ance. Nie wiadomo, co się może u Habulama pod twą nieobecność zdarzyć. Niechaj uważa i zawiadomi nas w danym razie.
Janik zabrał naczynie i przyniósł nam jeszcze kilka koców do nakrycia. Po jego powtórnem odejściu zgasiliśmy światło. Okiennice i drzwi były zaryglowane, ale miały tyle szpar, że z zewnątrz można było zobaczyć, iż światła u nas już niema.
W dwie godziny później powrócił Janik. Na umówiony znak wpuściliśmy go do środka.
— Przyszedłem tak późno — szepnął do nas — ponieważ przyszło mi na myśl Habulama podsłuchać. Kazał wszystkim iść spać, a sam zakradł się z Humunem do szopy. Obydwaj właśnie tam wleźli.
— W takim razie wiemy już, o co idzie. Będą przekonani, że śpimy; możemy więc spodziewać się, że lada chwila wyjdą na wieżę.
— Trzeba zobaczyć — rzekł Halef i wylazł wraz z innymi na górę.
Deszcz padał ciągle i szeleścił tak mocno, że niepodobna było słyszeć kroków kogoś z zewnątrz nadchodzącego.
Siedziałem sam w dolnej komnacie i czekałem. Po jakimś czasie zeszli wszyscy czterej, a Halef oznajmił:
— Zihdi, oni są już na górze. Właśnie włazi ostatni; było tam siedm osób.
— W szopie było dziewięciu. Miridit odjechał, a Mibarek musiał pozostać, bo jest zraniony.
— To się zgadza. Teraz odstawimy drabinę i sprowadzimy sikawkę.
— Weźcie z sobą koce, bo pomokniecie do nitki.
Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/394
Ta strona została skorygowana.
— 368 —