Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/398

Ta strona została skorygowana.
—   370   —

jęcie ich z rewolwerem w ręku. Ale mimo że bystro nadsłuchiwałem w kierunku schodów, nie usłyszałem nic. Halef dobrze przymocował przykrywę.
Tak minął czas dość długi, więcej niż godzina; poczem wszyscy czterej towarzysze wrócili.
— Skończyliśmy, zihdi — oznajmił Halef z zadowoleniem.
— Pompowaliśmy z całej siły, a teraz przemokliśmy jak kury. Czy pozwolisz lampę zapalić?
— Tak, lepiej nam będzie ze światłem.
Zapalił lampę i dolał oleju. Następnie wyszli wszyscy na górę aż do komnaty, nad któtą stali w wodzie nasi wrogowie. Tam otworzył Halef okiennicę i usłyszałem głos jego:
— Allah sallem wer, czelebilerim — Allah niech was pozdrowi, moi panowie! Czy chcecie w tej dusznej spiekocie zaczerpnąć trochę świeżego powietrza? Jak wam się tam wspaniały widok podoba? Nasz effendi każe was zapytać, czy ma przysłać wam swój dalekowidz, iżbyście lepiej deszcz rozpoznać mogli.
Nadsłuchiwałem, ale odpowiedzi nie było. Wyszydzeni zachowywali się całkiem spokojnie.
— Dlaczego właściwie kąpiecie się w nocy tam na górze? — mówił Halef dalej. — Czy to taki zwyczaj w tych stronach? Bardzoby mnie bolało, gdyby woda nie miała odpowiedniej ciepłoty. Nie należy jednak nikogo podglądać w kąpieli i dlatego będziemy tacy grzeczni, że się usuniemy. Jest nadzieja, że do rana będziecie gotowi; wtenczas ja, wasz sługa najuniżeńszy, pozwolę sobie dowiedzieć się o wasze wysokie zdrowie.
Zeszedł razem z tamtymi i zaśmiał się do mnie:
— Zihdi, oni świetnie wpadli w pułapkę; żaden z nich nie waży się słowa powiedzieć. Zdawało mi się, że słyszałem, jak kłapali zębami. Teraz możemy zasnąć wygodnie, bo nikt nam już nie przeszkodzi.
— Tak, śpijcie spokojnie — rzekł Janik. — Jesteście znużeni jazdą, ale ja jestem jeszcze żwawy. Ja będę czuwał i zbudzę was w razie potrzeby. Ale wszelkie obawy już zbyteczne. Ci ludzie w żaden sposób na