nie? Ja ci powiadam, że całe państwo sułtana i wszystkie kraje na ziemi muszą słuchać mego emira, gdy ja się przy nim znajduję, ja, lew ryczący wobec ciebie, ty glisto kichająca!
Humun chciał się bronić przed uderzeniami, lecz spadały nań tak szybko i gęsto, że musiał je przyjmować spokojnie. Tylko wycie jego przeniknęło do wszystkich komnat zamkowych. Wreszcie Halef odstąpił od niego, ale trzymając harap do góry, zapytał:
— Czy wyciągniesz teraz z łóżka jaszly uerkekli[1]?
— Ja cię zaskarżę! Obedrą cię ze skóry, żywcem cię ze skóry obedrą! — ryczał obity, uciekając czemprędzej.
— Effendi, to się źle zapowiada — ostrzegał Janik.
— My się nie boimy — odrzekłem. — Dzisiaj wielkie święto, zwane jortu gunu dajakin[2]. Będziemy je obchodzili z największą nabożnością.
— Nie słyszałem jeszcze nigdy o takiem święcie.
— Poznasz je dzisiaj — rzekł Halef. — Zihdi, powiedziałeś teraz wielkie, wspaniałe słowo. Radość będzie z ciebie między wiernymi i rozkosz pośród zbawionych w trzech ostatnich niebiosach. Chcesz nareszcie pokazać, że jesteś ozdobą męskiego rodu i koroną bohaterów. Mięśnie moje staną się jako węże, palce jako nożyce raka. Wściekać się będę pomiędzy zbójami i szaleć pośród morderców. Zerwie się w Kilissely wycie i wrzask wśród synów zbrodni. Jękną matki i córki tych, którzy mają nieczyste sumienie, a ciotki i siostry niesprawiedliwych powyrywają sobie włosy z głowy i podrą swoje zasłony. Odwet paszczę otwiera, a sprawiedliwość ostrzy pazury, gdyż oto stoi tu sędzia z harapem zemsty w dłoni, bohater dnia, hadżi Halef Omar Ben hadżi Abul Abbas, Ibn hadżi Dawud al Gossarah!
Stał z podniesionemi rękoma i natchnionem obliczem w postawie i z giestem mówcy, który świadom