kujcie się do kąta! Tam zostaniecie, dopóki nie pozwolę wam wyjść!
Wykonali ten rozkaz z pośpiechem. Mieliśmy więc tył wolny i mogliśmy objąć okiem wszystkich i wszystko.
Widać było po Habulamie, że nie wie, co ma powiedzieć i jak się zachować. Gniewny wzrok jego przelatywał z jednego na drugiego. Zwinął ręce w pięści i usta zacisnął. Wreszcie otworzył je, by z wybuchem gniewu zwrócić się do mnie.
— Milcz, bo znów dostaniesz harapem! — zawołałem doń. — Teraz na mnie kolej przemówić. Czy sądzisz, że przyszliśmy tu do ciebie, aby sobie dać podeszwy do krwi obić? Czy ci się zdaje, że jesteśmy ludźmi, których ty możesz sądzić? Teraz my ogłosimy wyrok na was i wykonamy go zaraz. Kazałeś przynieść maszynę do chłosty i my zrobimy z niej użytek.
— A tobie co! — odparł. — Chcesz mnie tu we własnym domu...
— Cicho — przerwałem mu. — Jak ja mówię, to ty masz milczeć. Twój dom, to nora zbójecka, a ty myślisz, że...
Musiałem w tej chwili także przestać, albowiem Osko krzyknął i rzucił się na rzekomego krawca. Mimo że oczy moje zwrócone były na Humuna, ja zauważyłem również ruch Suefa. Był to istotnie niebezpieczny osobnik. On jeden odważył się za broń chwycić. Teraz sądził zapewne, że na niego nie zważam. Wsunął rękę pod bluzę i dobył noża. Zerwawszy się potem błyskawicznie ku mnie, chciał mi go wbić w piersi, ale mu się to nie udało. Osko porwał go w sam czas za rękę, a w tej chwili ja ścisnąłem go także za gardło.
Halef przyszedł i odebrał nóż pokonanemu powtórnie.
— Przeszukaj mu kieszenie, dopóki go trzymamy! — powiedziałem.
Przy tej czynności wyciągnął Halef stary dwururkowy pistolet, nabity, rozmaite drobiazgi i dobrze wypchaną sakiewkę, którą otworzył i podał mi z zapytaniem:
Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/417
Ta strona została skorygowana.
— 389 —