— Jeszcze warunek? O Allah, Allah, Allah! Czy żądacie jeszcze więcej pieniędzy?
— Nie. Domagamy się tylko, żebyś Janika i Ankę oddalił natychmiast ze służby.
— Dobrze, dobrze! Niech się wynoszą!
— Wypłacisz im należną zapłatę zaraz i nie obciągając niczego!
— Tak, dostaną wszystko.
— I wystawisz zarówno jemu, jak jej, dobre świadectwo na piśmie.
— Zgoda.
— Pięknie! Oni opuszczą twój dom razem z nami. Piechotą aż do Uskub dla nich jest zbyt daleko, zwłaszcza że się obarczą rzeczami. Dlatego życzę sobie, żeby pojechali wozem, który stoi w szopie.
— Waj zana! Ani mi się śni!
— Jak ci się podoba. Halefie, dalej! Nastąpi trzecie uderzenie.
— Stój, stój! — wrzasnął stary. — Przecież nie mogę im dać wozu!
— Czemu?
— Nie oddaliby mi go.
— Janik i Anka, to ludzie uczciwi. Zresztą potrafisz ich zmusić do tego z pomocą władzy.
— Uskub za daleko stąd!
— Czyż nie wspomniałeś, że się tam twoja żona znajduje?
Ociągał się jeszcze przez chwilę, lecz przystał w końcu na to, że Janik i Anka pojadą jego koniem i wozem do Uskub, gdzie wehikuł oddadzą jego żonie.
— Ale teraz skończona chyba sprawa między nami? — spytał z głębokiem westchnieniem.
— Jeszcze nie. Musisz pisemnie przyznać się do tego, co względem na s zamierzałeś.
— W jakim celu?
— Dam to pismo Janikowi. Jeśli tylko wystąpisz wrogo przeciwko niemu, on przedłoży je sędziemu.
— To dla mnie zbyt niebezpieczne!
Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/431
Ta strona została skorygowana.
— 403 —