myślał, że jak najlepsi przyjaciele rozmawiamy o czemś obojętnem. Położył zwolna palec na nosie i mówił dalej:
— Byłeś, jak się teraz przekonywam, dla nas bardzo wyrozumiały. Chciałbym ci się na co przydać w podróży. To też powiadam ci: przypuszczam, że jest więcej miejscowości tej samej nazwy i dlatego dam ci bardzo dobrą radę. Udaj się do władz w Uskub i każ sobie przedłożyć fihristi mekian[1], a tam zaraz zobaczysz, ile jest miejscowości Karanorman-chan i gdzie leżą.
— Ja też tak samo myślałem, lecz teraz postanowiłem tego nie czynić, gdyż w kraju padyszacha jest bardzo zły zarząd. Jestem pewien, że nawet w tak znacznem mieście jak Uskub, albo wcale niema spisu miejscowości, albo że nic nie wart. Nie pojadę wcale do Karanorman-chan.
— A dokąd, effendi?
— Zmienię o na i, zaś m na w i pojadę do Karanirwan-chan.
Powiedziałem to powoli i ze szczególnym akcentem. Patrząc podczas tego jemu bystro w twarz, spostrzegłem, że pobladł i jakby z przestrachu chwycił się ręką za głowę.
— Szejtan — do dyabła! — zabrzmiało znowu zcicha od strony Suefa.
Ten okrzyk także dowiódł, że byłem na tropie właściwym.
— Czyż istnieje miejscowość tej nazwy? — spytał Habulam powoli głosem stłumionym.
— Nirwan, to perskie słowo, dlatego należałoby tej miejscowości szukać właściwie nad perską granicą. Ale czy wiesz, co to jest lissan aramaki[2]?
— Nie, effendi.
— Nie mogę ci więc wytłómaczyć, dlaczego ze związku tego słowa wnoszę, że ta miejscowość otrzymała nazwę po swym właścicielu.