wyprasowane części ubrania nabrały połysku, jakby je kto wysmarował słoniną. Mistrzowie w tem rzemiośle wytłómaczyli mi potem, że z tego powodu nie powinienem być zarozumiały.
Wtem powrócił dozorca ze szwagrem, który oświadczył, że jest gotów wyruszyć. Krawiec obliczył widocznie, że nie potrzebuje się już obawiać, by nie zażądano od niego wykonania jakiego dzieła z zakresu jego sztuki i wsunął głowę przez drzwi. Ujrzawszy zaś mnie zupełnie ubranego, wszedł do środka z wesołem obliczem.
— Panie — rzekł — jesteś gotów, jak widzę, a ponieważ używałeś do tego moich żelazek, przeto spodziewam się, że uszczęśliwisz mnie sowitym bakszyszem.
— Otrzymasz go — rzekł Halef.
Zniknął po tych słowach w alkierzu i powrócił z „gośćcowymi“ butami. Były bardziej podobne do tub papierowych, niż do butów. Halef podał je proszącemu o bakszysz i oświadczył dobrotliwie:
— Ofiarowujemy ci w darze te kablar fil ajazlari[1] jako wieczne uznanie dla twojej sztuki. Razem z żelazkami zostaw je w spuściźnie twoim wnukom i wnukom wnuków, aby potomkowie twoi mieli trwałą pamiątkę, że przodek ich posiadał sztukę zszywania spodni. Allah stworzył małpy i osły, a ciebie posłał jako koronę tych stworzeń do Rumelii.
Krawiec wziął buty i przypatrywał im się szeroko rozwartemi oczyma. Nie przeczuwał takiego bakszyszu i z taką do tego przemową.
— Cóż tam patrzysz, jak gdybyś szukał tam swego rozumu — zapytał Halef. — Wynoś się z nimi i chwal naszą wielkoduszność, która uczciła cię takim darem!
Poparłem to wezwanie, wrzucając do butów kilka piastrów. Tem zdjąłem zaklęcie z duszy tego człowieka tak, że znów przemówił. Podziękował za dar i odszedł z nim czem prędzej.
- ↑ Futerały na nogi słonia.