łoby szaleństwem. Nie mogłem oczywiście postąpić w tym wypadku lepiej, jak ofiarować pieniądze ludziom ubogim. Do takich należała przedewszystkiem Nebatia.
Rozumie się, że nie wyjawiłem jej, skąd wziąłem pieniądze, bo toby ją trwożyło. Nie chciałem jej dać całej kwoty, gdyż należało się spodziewać, że spotkam jeszcze dość ludzi, potrzebujących i że część, jej przeznaczona, zupełnie wystarczy na to, by uniknęła nędzy.
Skamieniała z radosnego zdumienia, gdy w cztery oczy wręczyłem jej pieniądze. Nie chciała wierzyć, żeby sumę, przedstawiającą dla niej bogactwo, mogła otrzymać na własność. Łzy spływały jej po policzkach. Cieszyła się najbardziej tem, że teraz będzie miała za co do chłopca swego sprowadzić prawdziwego lekarza. Przemocą tylko zdołałem zapobiec jej podziękowaniom i uściskom.
Tymczasem Halef oczekiwał mnie z niecierpliwością. Stał w bramie i zawołał do mnie zdaleka:
— Nareszcie, zihdi, nareszcie! Tak nam pilno, a ty tak długo bawiłeś. Jak tam ze sztuką?
— Bardzo dobrze. Czy gospodarz już wstał?
— Wszyscy już na nogach.
— Więc pójdę do pieca. Muszę gotować i topić.
— Ja będę przy tem, a ty mi wszystko objaśnisz, żebym się nauczył to naśladować.
— Nie, mój kochany. Nic z naśladowania. Do tego trzeba pewnych wiadomości, których ty nie masz, a nawet ktoś, co je posiada, może przez drobną nieuwagę popełnić błąd, który kosztowałby potem życie jego, lub kogoś drugiego. Dlatego nikomu nie powiem, jakie to cztery składniki i jak je mieszać należy. Niech mi Osko przyniesie formę na kule. On ma ten sam kaliber, co strzelby tutejsze.
Przygotowania nie zajęły więcej, niż pół godziny Ugotowałem liście sadaru w eau de javelle, a ług przecedziłem przez stare prześcieradło. Z przysposobionych kruszców sporządziłem ośm kul, łudząco podobnych do ołowianych. Oprócz tego ulałem kilka kul z ołowiu i poznaczyłem je lekko ostrzem noża. Potem wyszedłem ze
Strona:Karol May - Przez kraj Skipetarów.djvu/91
Ta strona została skorygowana.
— 81 —