wszystkiemi narzeczami, jakiemi tylko rozbrzmiewały siedliska ludzkie w Uelad Bu Zeba i między ujściami Nilu. Nic dziwnego przeto, że byłem z niego zupełnie zadowolony i obchodziłem się z nim jak z przyjacielem. Miał Halef jednak pewną właściwość, która była dla mnie czasami wielce niewygodna. Był zagorzałym muzułmaninem, i z przywiązania do mnie postanowił nawrócić mnie na Islam. Teraz właśnie — nie wiem już po raz który — jął znowu przemawiać mi do przekonania, przyczem wydawał mi się niewymownie śmiesznym.
Ja jechałem na małym, nawpół dzikim ogierze berberyjskim, a stopy moje dotykały prawie ziemi. Halef zaś wybrał sobie starą, wychudłą, ale wysoką klacz z gatunku hassi-ferdżan, aby dopomóc swej niepokaźnej postaci i z wyżyn swej klaczy spoglądał ku mnie. Rozmawiał ze mną z nadzwyczajnem ożywieniem. Wywijając nogami, których nie krępowały strzemiona, gestykulował ustawicznie wychudłemi, brunatnemi ramionami jakby starał się żywością gestów dać należytą wagę swym wywodom.
Widząc to, musiałem sobie zadać wiele trudu, a zachować pozorną powagę. Gdym nic nie odpowiedział na ostatnie jego słowa, mówił dalej:
— Czy wiesz, zihdi, co się stanie z giaurami po ich śmierci?
— Co takiego? — zapytałem.
— Po śmierci idą wszyscy ludzie do barcakhu bez względu na to, czy są muzułmanami, chrześcijanami, żydami, czy czem innem.
— Jest to zapewne stan, w którym przebywamy między śmiercią a zmartwychwstaniem?
— Tak jest, zihdi. Obudzi nas zeń głos trąb, gdy nadejdzie dzień sądu, el jaum el aakhar, i ostateczny koniec, el akhiret. Wówczas wszystko przeminie, prócz tronu boskiego, el kuhrs, świętego ducha, el ruhh, el lauhel mafuz el kalami, tablicy i pióra, kreślącego boskie przeznaczenie.
— Prócz tego nic się nie ostanie?
— Nic.
— A raj i piekło?
— Mądry jesteś i roztropny zihdi; spostrzegłeś natychmiast, o czem zapomniałem wspomnieć. Żal mi
Strona:Karol May - Przez pustynię tom 1.djvu/10
Ta strona została skorygowana.