Strona:Karol May - Przez pustynię tom 1.djvu/105

Ta strona została skorygowana.

jaciółkę. Gdym się przed dwoma miesiącami znowu wybrał nad owe jezioro, nie było już przyjaciółki i jej męża, ani Senicy. Zniknęli!
— Gdzie?
— Nikt tego nie wiedział.
— Nawet jej rodzice?
— I rodzice nie wiedzieli. Ojciec jej, waleczny Osko, opuścił Czarnogórę, aby szukać swego dziecka po całym świecie; ja zaś musiałem się udać do Egiptu na zakupno towarów. Na Nilu spotkałem raz parostatek, który dążył w górę rzeki. Gdy sandal[1] przejeżdżał obok mej łodzi, usłyszałem, że ktoś zawołał mnie po imieniu. Spojrzałem na pokład statku i poznałem Senicę, która odsłoniła twarz. Ale stojący obok niej piękny mężczyzna, o ponurem wejrzeniu, zarzucił na nią szybko jaszmak — i nie widziałem już nic. Od tej chwili szukam jej nieustannie.
— Nie wiesz więc napewno, czy porwano ją gwałtem, czy opuściła ojczyznę dobrowolnie?
— Dobrowolnie — nie.
— Czy znałeś mężczyznę, co stał obok niej?
— Nie.
— To dziwne! A może pomyliłeś się co do osoby? Może była to inna kobieta, podobna do niej.
— Czyżby mnie wtedy wolała i wyciągała ku mnie ręce, effendi?
— To prawda.
— Zihdi, czy obiecałeś jej, że ją uwolnisz?
— Tak.
— Czy dotrzymasz słowa? Dotrzymam, jeśli się okaże, że to ona.
— Nie chcesz mnie wziąć ze sobą… Jakże się więc przekonasz, czy to ona?
— Twój pierścień da mi to przekonanie.
— A jak wyprowadzisz ją z domu?
— W ten sposób, że powiem tobie, jak ją masz porwać.
— Porwę ją, wydobędę, możesz na mnie liczyć.

— A potem? Hassan el Reizahn, czy chciałbyś ją przyjąć na swój statek?

  1. Mały statek żaglowy.