Strona:Karol May - Przez pustynię tom 1.djvu/115

Ta strona została skorygowana.

— Mówiłem już z Senicą.
— Naprawdę, effendi?
— Zrozumiała mnie i czekała na nas.
— O, śpieszmy się! Prędzej, prędzej!
— Poczekaj jeszcze.
Poszedłem do ogrodu po żerdź. Potem wróciliśmy na podwórze. Między kratami wgórze znowu ukazała się szpara.
— Senico[1], gwiazdo moja, moja — zawołał Isla przytłumionym głosem, gdy mu pokazałem szparę, z za której Senica śledziła nasze ruchy.
Musiałem mu przerwać ten wylew uczucia:
— Na Boga, cicho! Teraz nie pora na miłosne wyznania. Ty milcz, a ja będę mówił.
Zwracając się w stronę Senicy, szepnąłem:
— Czyś gotowa pójść z nami?
— O, tak.
— Czy nie można przez pokoje?
— Nie. Ale tam za słupami leży drabina.
— Przystawię ją! Nie było więc trzeba ani żerdzi, ani liny, którąśmy przynieśli ze sobą. Drabina była mocna; przystawiłem ją do muru, a Isla wszedł po niej do góry.
Tymczasem ja podszedłem chyłkiem pod drzwi selamliku, aby nasłuchiwać.
Kilka chwil minęło, zanim postać dziewczyny ukazała się na drabinie. Zstępowała powoli, oparta na ramieniu swego wielbiciela. Gdy już stanęli na ziemi, drabina zachwiała się i upadła z wielkim hukiem.
— Uciekajcie jak najśpieszniej! Do łodzi! — ostrzegłem ich.
Byli już za murem, gdy usłyszałem kroki za drzwiami selamliku. Hałas zbudził Abrahima i wywabił go na dwórze. Musiałem pobiec za uciekającymi, aby ich obronić przed pościgiem Ahrahima. Egipcjanin spostrzegł mnie, jakoteż przewróconą drabinę i otwarte kraty.
Podniósł okropny krzyk, który musieli usłyszeć wszyscy mieszkańcy domu.

— Chirzyc, hajdut, złodzieju, rozbójniku, stój! Ludzie, niewolnicy, wstawajcie, ratunku!

  1. „Senica“ — wyraz serbski, znaczy po polsku: źrenica.