Nie obrałem zwykłej drogi z Kairu do Suezu, by się dostać na wybrzeże Czerwonego morza. Przestrzeń między temi dwoma miastami już oddawna nie zasługuje na nazwę pustyni. Dawniej była ona niebezpieczna dla podróżnych spowodu braku wody i grasujących tam Beduinów, zawsze skorych do rozboju i grabieży. Sczasem wszystko się zmieniło i dlatego obrałem inną drogę, położoną więcej na południe. Podróż przez opustoszałe obszary była dla mnie ciekawsza, niż po drogach bitych i bezpiecznych. Chciałem więc ominąć Suez, gdzie mogłem zobaczyć to, co już wielokrotnie widziałem i dostatecznie poznałem. Droga nasza wiła się ku nagim wzgórzom Dżekehm i Da-ad, a gdy po prawej stronie ukazał się szczyt Dżebel Gharibu, zostawiliśmy już za sobą grób Faraona. Po lewej stronie Czerwone morze tworzyło zatokę, a w niej stał statek na kotwicy.
Był to jeden z owych statków, które na Czerwonem morzu nazywają sambukami. Sambuk, mający sześćdziesiąt stóp wzdłuż i jakie piętnaście wszerz, mieści w tyle, pod małym pokładem zbitą z desek komórkę, przeznaczoną dla kapitana i przedniejszych pasażerów. Prócz rzemieni dla wioseł, ma on dwa wielkie trójkątne żagle, z których jeden sięga ponad przód statku, a gdy dmie weń wiatr, przybiera kształt bani, jak to nieraz widzimy na starożytnych monetach lub dawnych malowidłach ściennych. Można śmiało powiedzieć, że statki, używane dziś w tych okolicach, nie różnią się pod żadnym względem od tych, jakie widziano w czasach starożytnych, i że żeglarze zawijają dziś do tych samych zatok i przystani, które tętniły gwarnem życiem już wtedy, kiedy Dionizos przedsięwziął sławną swą wyprawę do Indyj. Statki, krążące po Czerwonem morzu, są zazwyczaj zbudowane z indyjskiego drzewa, zwanego przez Arabów: sadż. Drzewo to twardnieje w wodzie do tego stopnia, że nie można potem wbić w nie gwoździa. Oczywiście, nie gnije ono wcale; niejeden więc sambuk liczy do dwustu lat wieku.
Żegluga w zatoce arabskiej jest bardzo niebezpieczna, to też w nocy nie żegluje się, ale każdy statek stara się wieczorem zawinąć do bezpiecznej przystani.
Sambuk, co stał na kotwicy, właśnie był to samo uczynił. Załoga opuściła statek i rozłożyła się opodal nad
Strona:Karol May - Przez pustynię tom 1.djvu/136
Ta strona została skorygowana.