Mimo swej zwykłej powagi, Halef nie mógł się powstrzymać od lekkiego uśmiechu, usłyszawszy mój wywód, cokolwiek zaprawiony niewinną złośliwością. Między mahometanami jest bardzo wielu takich, co szczególnie wobec cudzoziemców mianuja się hadżami, a jednak nie widzieli Kaaby, nie wykonali biegu od Safy do Merweh, nie byli w Arafah i nie byli strzyżeni i goleni w Minah.
Mój Halef czuł, że jest pobity, ale starał się nie okazać tego po sobie.
— Zihdi — zapytał nieśmiało — i ty każdemu powiesz, że nie byłem w Mekce?
— Wówczas tylko to uczynię, gdy nadal będziesz mnie nawracał na Islam. W przeciwnym razie nie pisnę o tem nikomu ani słowa. Ale spojrzyj, czy to nie są ślady w piasku?
Jechaliśmy już przez dłuższy czas przez Wadi[1] Tarfaui, a teraz znaleźliśmy się w miejscu, w którem piasek, naniesiony wiatrem pustyni, pokrywał na znaczną wysokość skaliste brzegi kotliny. Na piasku znać było wyraźne ślady.
— Tędy przejeżdżali ludzie — zauważył Halef obojętnie.
— Trzeba więc zsiąść z koni i zbadać ślady.
Halef popatrzał na mnie tak, jak gdyby chciał zapytać, o co mi właściwie chodzi.
— Ależ, zihdi, to zbyteczne. Dość, że wiemy, iż tędy przejeżdżali jacyś ludzie. Dlaczego chcesz zbadać ślady kopyt?
— Zawsze dobrze jest wiedzieć, jakich się ludzi ma przed sobą.
— Jeśli chcesz badać wszystkie ślady, jakie się znajdą na naszej drodze, to i za dwa miesiące nie przybędziesz do Seddady. Cóż obchodzą ciebie ludzie, którzy są przed nami?
— Byłem w krajach bardzo dalekich, gdzie jest wiele puszcz niedostępnych. Tam bardzo często życie od tego zawisło, czy się całkiem dokładnie zbadało wszelki darb i ethar, czyli wszelki trop i ślad, albowiem tylko tym sposobem można się upewnić, czy przyjaciel, czy wróg jest wpobliżu.
- ↑ Dolina, kotlina.