— Dlaczego chcesz ją wprzód widzieć? Toć to obojętne, czy młoda jest, czy stara, piękna, czy brzydka. Po pielgrzymce rozwiedziesz się z nią.
— Czy benaht el Arab podlegają tym samym prawom, co córki Turków, którym nie wolno odsłaniać twarzy przed oczyma obcych mężczyzn?
— Córkom Arabów wolno pokazać się oczom mężczyzn. Zobaczysz ją.
Na jego skinienie jeden z obecnych wstał i wyszedł z namiotu. Po chwili wrócił, wiodąc dziewczynę; po rysach jej poznałem odrazu, że jest córką amazonki.
— Oto jest; spójrz na nią — rzekł szejk.
Halef skorzystał z tego pozwolenia jaknajskwapliwiej. Dziewica liczyła zaledwie piętnastą wiosnę swego życia, a jaśniała już całą pełnią niewieściego rozkwitu. Czarnooka piękność wywarła snać na Halefie urok niezwykły.
— Jak się nazywasz? — zapytał ją.
— Hanneh[1] — odpowiedziała.
— Oczy twe promienieją, jak nur el kamar[2]; twarz twoja jest jako cahari[3], a usta twe błyszczą jak remmahm[4], a rzęsy twe cieniste są jako liście el scemtu[5]. Nazywam się; Halef Omar hen hadżi Abul Abbas ibn hadżi Dawud al Gossarah; jeśli będę mógł, spełnię twe życzenie.
Oczy mego Halefa świeciły się nietylko jak nur el kamar, lecz jak nur esz szems[6]. Mowa jego stała się kwiecistą, poetyczną. Oto stanął teraz nad tą samą przepaścią, która pochłonęła hanżowskie nadzieje jego ojca i dziadka, błogosławionej pamięci: Abul Abbasa i Dawuda al Gossarah; przepaścią tą były: miłość i małżeństwo.
Dziewica oddaliła się, a szejk zapytał go:
— Jak postanowiłeś?
— Zapytaj mego pana. Jeśli on mi nie będzie odradzał, spełnię twe życzenie.
— Pan twój udzielił ci już pozwolenia.
— Tak jest — potwierdziłem.— Ale powiedz nam, dlaczego dziewica ta udaje się do Mekki, a następnie dlaczego nie szuka sobie delyla w Dżiddzie?