— Cóż jej więc mam dać? Jestem ubogi i nieprzygotowany na wesele. Czy sądzisz, że mógłbym jej dać mój adeszlik?[1]
Nabył bowiem w Kairze pudełeczko z masy papierowej i nosił w niem zapałki. Pudełko takie można było kupić za trzydzieści groszy, ale w oczach Halefa uchodziło za bardzo cenne, gdyż zapłacił za nie handlarzowi dwadzieściakroć ponad rzeczywistą wartość. Miłość wywołała w nim heroiczne postanowienie poświęcenia swej kosztowności.
— Daj jej pudełko — odpowiedziałem z powagą.
— Zgoda! dostanie! lecz czy mi je zwróci, skoro już nie będzie moją żoną?
— Zatrzyma je napewno dla siebie.
— Allah kerihm, Bóg jest łaskaw! Nie pozwoli, żebym poniósł stratę! Cóż mam uczynić, zihdi?
— Jeśli adeszlik jest ci tak drogi, to daj jej co innego!
— Ależ co? Nie posiadam więcej nic. Nie mogę jej przecież dać mego turbanu, ani mej strzelby, a bicza!
— To nie daj jej nic.
Stroskany Halef wstrząsnął głową.
— Ale to nie uchodzi, zihdi. Ona jest moją narzeczoną i musi coś ode mnie otrzymać. Cóż pomyślą o tobie, Atejbehowie, jeśli twój służący, poślubiając kobietę, nie da jej upominku.
— A więc tak!
Chytrze próbował podrażnić moją ambicję i w ten sposób przymówić się do mego worka.
— Chwała Allahowi, że oświecił cię, Halefie! Ale niestety i ze mną nie jest lepiej. Nie mogę twojej narzeczonej podarować ani haika, ani mojej kurtki, ani strzelby!
— Allah jest sprawiedliwy i litościwy, effendi, odpłaca on za każdy dar tysiąckrotnie. Czy nie masz ukrytych w skórzanym woreczku przedmiotów, które mogłyby zachwycić każdą narzeczoną? A jeżeli dam ci jakie z tych cacek, czy otrzymam je napowrót, gdy Hanneh nie będzie już twoją żoną?
— Musisz zażądać!
- ↑ Zapalniczka.