dwiema równoległemi granitowemi ścianami. Za wąwozem znaleźliśmy się w głębokiej kotlinie, z której — jak się zdawało — nie było wyjścia. Tam rozbiliśmy namioty, a kobiety roznieciły ogień. Wnet wszyscy zasiedli do obfitej i urozmaiconej uczty, do której potrawy pochodziły z kuchni Abu-Zeifa. Potem nastąpił przez wszystkich niecierpliwie oczekiwany podział łupu. Ponieważ nic z tem nie miałem wspólnego, opuściłem obóz, aby się rozejrzeć po kotlinie. W pewnem miejscu zauważyłem, że można się wspiąć na skałę. Spróbowałem. Gwiazdy świeciły jasno; udało mi się. Może po kwadransie stałem na wysokiem wzgórzu, z którego roztaczał się widok na wszystkie strony. Tam w dole, w południowej stronie ciągnęło się pasmo gór skalistych, a nad niem jaśniało białawe światło, takie jakie wieczorem zwykle się unosi nad oświetlonemi miastami.
Tam leżała Mekka!
Podemną rozlegały się głośne krzyki Atejbehów, kłócących się między sobą o łup. Po pewnym czasie wróciłem do nich. Szejk przyjął mnie następującemi słowy:
— Effendi, dlaczego nie zostałeś przy nas? Musisz otrzymać część wszystkiego, cośmy znaleźli na statku.
— Ja?... Mylisz się... Nie byłem przy tem, więc nie powinienem nic dostać.
— Czyż znaleźlibyśmy Dżeheinów, gdybyśmy ciebie nie spotkali? Mimowoli byłeś naszym przewodnikiem; przeto otrzymasz, co ci się należy.
— Nie przyjmę nic!
— Zihdi, za mało znam twoją wiarę i nie wolno mi jej obrażać, bo jesteś moim gościem; ale wiara ta jest fałszywą, jeśli zakazuje ci przyjęcia łupu. Wrogowie już nie żyją, statek ich zniszczony, mamy więc rzeczy te, które są nam tak potrzebne, spalić i zniszczyć?
— Nie chcę się sprzeczać; zatrzymajcie wszystko, co posiadacie!
— Nie zatrzymamy wszystkiego! Pozwól, że damy to twemu towarzyszowi, Halefowi, jakkolwiek ten otrzymał już swoją część.
— Dajcie jemu!
Mały Halef Omar był mi niewymownie wdzięczny. Otrzymał trochę broni, kilka szat i kiesę, w której było
Strona:Karol May - Przez pustynię tom 1.djvu/220
Ta strona została skorygowana.