Strona:Karol May - Przez pustynię tom 1.djvu/226

Ta strona została skorygowana.

— Jeśli przejdziesz przez tę górę, zobaczysz ją w dolinie.
— Dlaczego mam iść, a nie jechać?
— Jeżeli pojedziesz, będą wszyscy myśleli, że jesteś pielgrzymem i zwrócą na ciebie baczniejszą uwagę. Jeśli jednak piechotą wejdziesz do miasta, każdy pomyśli, że wracasz z przechadzki.
— A ty chcesz czekać na mnie?
— Tak.
— Jak długo?
— Tyle czasu, co wy Frankowie nazywacie czterema godzinami.
— To trochę za krótko.
— Pomyśl, że poznają cię bardzo łatwo, gdy dłużej tam zabawisz. Możesz przejść tylko raz przez ulice i zobaczyć Kaabę, to dosyć!
Miała słuszność. A więc dobrze było, że postanowiłem postąpić stosownie do okoliczności. Wstałem, a ona wskazała na moją broń i potrząsnęła głową.
— Jesteś zupełnie podobny do Araba, a jednak masz broń nie naszą. Zostaw tutaj swoją strzelbę i weź moją.
W pierwszej chwili opanowała mię pewnego rodzaju nieufność, ale pozbyłem się jej odrazu. Zamieniłem strzelbę i ruszyłem w drogę. Kiedy stanąłem na szczycie góry, zobaczyłem Mekkę przed sobą o pół godziny drogi. Leżała w dolinie, otoczona nagiemi, pustemi wzgórzami. Rozpoznałem warownię Szebel Szad minarety kilku meczetów. El Hamram, główny meczet, wznosił się w południowej części miasta.
Tam skierowałem przedewszystkiem swe kroki. Doświadczałem podobnego uczucia, jak żołnierz, co ma już za sobą kilka drobnych potyczek, ale dopiero pierwszy raz usłyszał huk ogromnej bitwy. Szczęśliwie dostałem się do miasta. Ponieważ zapamiętałem sobie dokładnie położenie meczetu, nie potrzebowałem się pytać o drogę. Domy, pomiędzy któremi szedłem, były zbudowane z kamienia, a ulica była posypana piaskiem z pustyni. Wkrótce stanąłem przed Bejth-Allah, który jest kształtu prostokątnego i pomału obszedłem go dookoła. Świątynia ta była obwiedziona kolumnami, a ponad niemi wznosiło się sześć minaretów. Długość jej