Strona:Karol May - Przez pustynię tom 1.djvu/231

Ta strona została skorygowana.

— W takim razie wyrzekniesz się swego prawa, a ja wykonam swoje.
— A więc nie zrzekam się swego prawa.
— Weźmy go z sobą, a wnet się rozstrzygnie, co się ma z nim stać.
Teraz nadjechał Halef.
— Maszallah, na Boga! Zihdi, coś zrobił?
— Jakto, ty tutaj?
— Przybyłem za tobą.
— Widzę; wytłumacz się dokładniej.
— Zihdi, wiesz, że posiadam wiele pieniędzy; ale pocóż je nosić w kieszeni? Chciałem sobie kupić dobrego wielbłąda i poszedłem do handlarza, który mieszka w południowej stronie miasta. Hanneh była przy mnie. Kiedy oglądałem wielbłądy, z których ten właśnie był najlepszy i tak drogi, że mógł go kupić tylko emir lub pasza, usłyszałem nagle wielki hałas. Wybiegłem razem z handlarzem na ulicę i dowiedziałem się, że jakiś giaur znieważył święte miejsce i uciekł. Pomyślałem o tobie, zihdi, i niebawem ujrzałem cię, pędzącego pod górę. Wszystko cisnęło się do domów po konie i wielbłądy, aby cię ścigać. Ja uczyniłem to samo i dosiadłem tego oto hedjihna. Hanneh kazałem pobiec do obozu i zawiadomić szejka o tym wypadku. Ponieważ handlarz nie chciał mi pożyczyć tego szlachetnego zwierzęcia, więc dałem mu klapsa i szybko ruszyłem za tobą, aby cię schwytać. Wszyscy inni pozostali wtyle, a teraz mam ciebie i wielbłąda.
— Wielbłąd nie jest twój.
— O tem pomówimy później, zihdi. Twoi prześladowcy są za nami; nie możemy tu zostać.
— Cóż zrobimy z tym ojcem szabli i oszustwa?
— Przywiążemy go do tego wolnego wielbłąda i zabierzemy ze sobą. Niebawem odzyska przytomność.
— A dokąd pojedziemy?
— Znam dobre miejsce — odpowiedziała córka szejka. — I ty, Halefie, wiesz o niem, bo ojciec wskazał ci je na wypadek, gdybyś nas nie zastał w obozie.
— Masz zapewne na myśli jaskinię Atafrah?
— Tak, Hanneh miała cię tam zaprowadzić. Jaskinię tę znają tylko naczelnicy Atejbehów, a ich niema tam teraz. Pomóżcie mi związać jeńca.