Strona:Karol May - Przez pustynię tom 1.djvu/236

Ta strona została skorygowana.

słowa i pytania? Mówię więc, że Abu-Zeif musi umrzeć i posłużyć za żer szakalom, hjenom i sępom. Kto się ze mną zgadza, ten niech to objawi.
Wszyscy potwierdzili ten wyrok. Ja jeden chciałem mu się właśnie sprzeciwić, gdy zaszedł fakt niespodziewany.
Oto więzień zerwał się nagle, przewinął się między dwoma Atejbehami i skoczył ku wyjściu. Krzyk przerażenia rozległ się w jaskini; wszyscy wybiegli za uciekającym. Zostałem tylko ja.
Na Abu-Zeifie ciążył taki ogrom win, że według praw, panujących na pustyni, zasłużył na śmierć. Ale jeżeliby mu się ucieczka udała, to musielibyśmy natychmiast opuścić jaskinię.
Czekałem długi czas. Naprzód wrócił stary szejk, bo pozostał wtyle za młodszymi ludźmi.
— Dlaczego nie pobiegłeś za nim, effendi? — zapytał mnie.
— Waleczni twoi wojownicy pochwycą go i bez mej pomocy. Czy złapią go?
— Nie wiem. Abu-Zeif słynie z tego, że biega, jak mało kto. Gdyśmy wybiegli z jaskini, już go nie było widać. Jeżeli go nie dopędzimy, to musimy stąd uciec, gdyż on zna teraz naszą jaskinię.
Wnet wrócili Atejbehowie, jeden po drugim. Nikt go nie widział jak uciekał, nikt nie dostrzegł jego śladów. Potem nadszedł Halef, a wreszcie przybyła córka szejka, drżąca z wściekłości. Każdy zosobna doniósł, że zbieg znikł bez śladu.
— Słuchajcie, mężowie — rzekł szejk — Abu Zeif zdradzi nasze schronisko. Czy nie należałoby zwinąć naszych rzeczy i puścić się za nim w pogoń? Jeśli objedziemy okolicę tę wkoło, to być może, że go ujrzymy.
— Nie uciekajmy więc, lecz ścigajmy go! — odpowiedziała jego córka.
Wszyscy zgodzili się na to.
— A więc żywo, weźcie wielbłądy i pojedźcie za moim przewodem! Kto zbiega sprowadzi, żywego czy nieżywego, otrzyma bardzo wielką nagrodę!
W tej chwili wystąpił Halef i rzekł:
— Zasłużyłem już na nagrodę. Tam za jaskinią leży trup „ojca szabli“.
— Gdzieżeś go dopędził? — zapytał szejk.