Strona:Karol May - Przez pustynię tom 1.djvu/38

Ta strona została skorygowana.

zaś do czynów, których mieliśmy razem dokonać, to również nic o nich nie wiedziałem, chyba, że raz zaczepiłem się o krzaki i zsunąłem z mego berberyjskiego konika, który skorzystał z tej sposobności, aby się trochę pobawić w łapankę. Ale szczytem dyplomacji Halefowej było twierdzenie, jakobym się chciał nawrócić przez niego. Należało go więc skarcić na miejscu; to też zapytałem Sadeka:
— Czy wiesz dokładnie, jak się nazywa twój przyjaciel Halef?
— Wiem.
— A więc jak?
— Hadżi Halef Omar.
— To nie wystarczy. Nazwisko jego brzmi: Hadżi Halef Omar ben hadżi Abul Abbas ibn hadżi Dawud al Gossarah. Pochodzi, jak widzisz, z pobożnej, zasłużonej rodziny, której wszyscy członkowie byli hadżami, jakkolwiek — — —
— Zihdi — przerwał mi Halef z miną niezmiernie przerażoną — nie mów o zasługach swego sługi. Wiesz, że będę ci bardzo posłuszny.
— Spodziewam się, Halefie. Nie opowiadaj ani o sobie, ani o mnie, zapytaj raczej twego przyjaciela Sadeka, gdzie jest jego syn, o którym mi wspomniałeś.
— Czy naprawdę wspomniał o nim, effendi? — zapytał Arab. — Niech ci Allah błogosławi, Halefie, za to, że pamiętasz o tych, którzy kochają ciebie! Syn mój, Omar ibn Sadek, poszedł przez szott do Seftimi i dziś jeszcze wróci.
— I my chcemy przejść przez szott, a ty masz nas przeprowadzić.
— Wy? Kiedy?
— Jeszcze dziś.
— Dokąd, zihdi?
— Do Fettnassy. Jakżeż tam droga wygląda?
— Bardzo, bardzo niebezpieczna. Są tylko dwie całkiem pewne drogi, wiodące ku drugiemu brzegowi, mianowicie El Tozerija między Tozer a Fetnassą i Es Zuida między Neftą a Zarzin. Droga stąd do Fetnassy jest najgorsza; są tylko dwaj ludzie, którzy dobrze ją znają, mianowicie ja i Arfan Rakedihm, zamieszkały tu, w Kris.
— Czy syn twój nie zna drogi?