Strona:Karol May - Przez pustynię tom 1.djvu/57

Ta strona została skorygowana.

Podskoczył z nadzwyczajną szybkością. Coś podobnego nigdy mu się jeszcze nie zdarzyło; to przechodziło jego pojęcie. Wytrzeszczył na mnie oczy, jak gdybym był upiorem, i nie wiem, czy wściekłością, czy nagłem onieśmieleniem dławiony, zdołał zaledwie wykrztusić:
— Człowieku, mogłem zostać nawet liwa-paszą, a więc jenerał-majorem, gdyby mi stanowisko w Kbilli nie było milsze.
— Jesteś wzorem odwagi i waleczności. Walczyłeś z bandytami, których przyjaciel twój zwyciężył jednem słowem. Słyszysz? Był zatem co najmniej ich dobrym znajomym, albo nawet członkiem ich bandy. Tu w Algierze popełnił morderstwo dla rabunku; zabił człowieka w Wadi Tarfani; na Szott Dżerid zastrzelił mego przewodnika, ojca tego oto młodzieńca, chcąc mnie w ten sposób zgubić. Ścigałem go aż do Kbilli; a teraz zastaję tego zbrodniarza przyjacielem męża, który twierdzi, że był pułkownikiem w służbie wielkorządcy. Oskarżam go przed tobą o mord i żądam, abyś go uwięził!
Teraz wstał także Abu en Nassr i zawołał:
— Człowiek ten jest giaurem. Napił się wina i nie wie, co mówi. Niech się wyśpi, a potem będzie odpowiadał przed twoim sądem.
Tego było mi już za wiele. W jednej chwili chwyciłem go, podniosłem do góry i rzuciłem nim o ziemię. On się zerwał i wyjął nóż do mnie.
— Psie, targnąłeś się na wiernego, teraz musisz zginąć!
Rzucił się na mnie tak gwałtownie, jak tylko mógł, ale ja uderzyłem go pięścią tak silnie, że padł na ziemię i legł bez ruchu.
— Chwycić go! — rozkazał wekil swym żołnierzom, wskazując na mnie.
Sądziłem, że pochwycą mnie natychmiast, ale ku memu zdziwieniu stało się inaczej. Podoficer stanął przed swoimi żołnierzami i wydał gromki razkaz:
— Komyn zilahlari — odłożyć broń!
Wszyscy pochylili się, położyli karabiny na ziemi i zajęli napowrót poprzednią postawę.
— Dyndirmek zagha — w prawo zwrot.
Wykonawszy pół obrotu w prawo, stali teraz rzędem jeden za drugim.