Strona:Karol May - Przez pustynię tom 1.djvu/65

Ta strona została skorygowana.

— Przysięgam.
— Na Allaha i jego proroka?
— Czy muszę? — zapytał panią, różę z Kbilli.
— Musisz! — odpowiedziała stanowczo.
— Przysięgam ci to na Allaha i proroka.
— A teraz wolno mu pójść ze mną? — zapytała mnie.
— Wolno — odpowiedziałem.
— Przyjdź potem do nas, zjesz z nami baraniny z kuskussu.
— Czy masz miejsce, gdzie możnaby zamknąć Abu en Nassra?
— Nie. Przywiąż go do pnia palmy, tam obok muru. Nie umknie, bo nakażę naszej straży pilnować go.
— Sam będę go pilnował — odpowiedział zamiast mnie Omar.— Nie ucieknie mi on, lecz zapłaci swą śmiercią za życie mego ojca. Nóż mój będzie zarówno ostry, jak bystre będzie moje oko.
Morderca milczał zawzięcie od chwili, gdy, go związano, ale oczy jego patrzały na nas chytrze i tajemniczo, gdyśmy poprowadzili go do palmy i przywiązali do niej. Nie miałem istotnie zamiaru pozbawić go życia; ale zemsta za krew przelaną nie mogła go minąć; wiedziałem, że nigdybym Omara nie zdołał skłonić, aby darował życie mordercy. Ed d’em b’ed d’em, czyli jak Turek się wyraża: kan kani edemar, krwią płaci się za krew. Co do mnie, wolałbym był wcale nie natrafić na ślad zbrodniarza; ale skoro już byłem na jego tropie i miałem go w swych rękach, musiałem widzieć w nim wroga i mordercę i odpowiednio do tego postąpić. W każdym razie nie ulegało wątpliwości, że on nie oszczędziłby mnie wcale, gdybym nieszczęśliwym zbiegiem okoliczności jemu wpadł w ręce.
Zostawiłem go pod strażą Omara i udałem się z Halefem do selamliku. W drodze zapytał mnie mój mały służący:
— Powiedziałeś, że człowiek ten nie jest muzułmaninem. Czy to prawda?
— Prawda. Jest ormiańskim chrześcijaninem, a jeśli trzeba, podaje się bez wahania za muzułmanina.
— A ty masz go za człowieka złego?
— Bardzo złego.