— Widzisz więc, effendi, że chrześcijanie są złymi ludźmi. Powinieneś przyjąć prawdziwą wiarę, jeśli nie chcesz na wieki piec się w ogniu dżehenny.
— Ty sam będziesz tam wiecznie się prażył!
— Dlaczego?
— Czy nie opowiadałeś mi, że w Derk Asfal, w siódmem i najgłębszem piekle, smażyć się będą wszyscy kłamcy i obłudnicy, a jeść będą szatanie głowy z drzewa Cakum.
— Tak, ale cóż ja mam z tem wszystkiem wspólnego?
— Jesteś kłamcą i obłudnikiem!
— Ja? Usta moje mówią prawdę, a w sercu mem niema fałszu. Tego, ktoby mnie tak nazwał jak ty, dosięgłaby moja kula.
— Kłamiesz, udając, że byłeś w Mekce, i podajesz się obłudnie za hadżiego. Czy mam to powiedzieć wekilowi?
— Aman, aman, przebacz! Ty nie możesz tak postąpić z Halefem, ze swym sługą najwierniejszym ze wszystkich, jakich kiedykolwiek znajdziesz.
— Nie, nie uczynię tego, ale przypomnij sobie warunek, pod którym zobowiązałem się do milczenia.
— Przypominam go sobie i będę się miał na baczności; ale ty będziesz mimo to kiedyś prawdziwym wiernym, czy chcesz, czy nie chcesz, zihdi!
Wstąpiliśmy do domu, gdzie wekil nas już oczekiwał. Przyjął mnie z miną niebardzo uprzejmą.
— Usiądź! — rzekł.
Uczyniłem zadość jego zaproszeniu i usiadłem tuż obok niego, podczas gdy Halef zajął się naszemi fajkami.
— Dlaczego chciałeś zobaczyć oblicze mojej żony? — rozpoczął rozmowę.
— Jako Europejczyk jestem przyzwyczajony patrzeć w oblicze tego, z którym mówię.
— Wy macie złe zwyczaje. Nasze kobiety zakrywają się, a wasze pozwalają patrzeć na siebie. Nasze kobiety noszą suknie u góry długie, u dołu krótkie; wasze, szaty u góry krótkie, a długie u dołu, czasem zaś krótkie w górze zarazem i na dole. Czy widzieliście kiedy u siebie choć jedną z naszych kobiet? Dziewczęta wasze zaś przychodzą do nas i dlaczego? O, jacik, o biada!
— Wekil, to jest wasza gościnność, którąście mi ofiarowali? Od kiedy stało się to zwyczajem witać gościa
Strona:Karol May - Przez pustynię tom 1.djvu/66
Ta strona została skorygowana.