Strona:Karol May - Przez pustynię tom 1.djvu/81

Ta strona została skorygowana.

— Z Frankistanu? O wiem, Frankowie są mądrymi ludźmi. Znają kamień mądrości i Abrakadabrę, która odpędza śmierć.
— Niema ani kamienia mądrości, ani Abrakadabry.
Spojrzał mi zimno w twarz.
— Przedemną nie potrzebujesz się kryć. Wiem, że czarownikom nie wolno mówić o swej sztuce, nie chcę też wydobyć z ciebie twej tajemnicy. Pragnę tylko, abyś mi pomógł. Czem leczysz ludzi, słowami, czy talizmanem?
— Ani słowami ani talizmanem, lecz zapomocą lekarstwa.
— Nie taj nic przedemną. Wierzę w ciebie, bo jakkolwiek nie jesteś muzułmaninem, to masz szczęśliwą rękę, jak gdyby pobłogosławił ją sam prorok. Ty napewno chorobę znajdziesz i zwyciężysz.
— Bóg jest wszechmocny; od Niego zależy ratunek lub zguba, Jemu jedynie należy się cześć. Ale mów, jeśli mam cośkolwiek pomóc!
To moje wezwanie do wyjawienia pewnej, nieznacznej tajemnicy domowej, wywarło na nim nieprzyjemne wrażenie, jakkolwiek już zgóry musiał być na to przygotowany. Ale natychmiast starał się ukryć to mimowolne uczucie i uczynić zadość memu życzeniu.
— Jesteś z krainy niewiernych, gdzie ludzie nie wstydzą się mówić o tej, która jest córką matki.
Bawił mnie niewymownie sposób, w jaki starał się uniknąć wyrażenia: moja żona; pozornie wszakże zachowałem powagę i odpowiedziałem dość zimno:
— Chcesz, abym ci pomógł, a obrażasz mnie?
— O ile?
— Nazywasz mą ojczyznę krainą niewiernych.
— Nie jesteście przecie wierzącymi?
— Wierzymy w Boga, tego samego, którego wy nazwaliście Allahem. Nazywasz mnie ze stanowiska swej wiary niewiernym; takiem samem prawem i ja ciebie mógłbym nazwać niewiernym. Nie czynię jednak tego, bo my chrześcijanie stawiamy wysoko obowiązek grzeczności.
— Nie mówmy o wierze! Muzułmaninowi nie wolno mówić o swej żonie; ale pozwolisz, że pomówię z tobą o kobietach Frankistanu?