— Pozwalam ci wiele, bardzo wiele, effendi. Ale przysięgam ci na szczęśliwość wszystkich nieb i na katusze wszystkich piekieł, że przebiję ją sztyletem, jeśli powiesz słowo, którego sobie nie życzę, lub jeśli cokolwiek zrobisz, na co ci nie pozwoliłem. Jesteś silny i uzbrojony, dlatego sztyletu nie zwrócę przeciwko tobie, lecz przeciwko niej. Przysięgam na wszystkie suwar[1] Koranu, na wszystkich kalifów, których pamięć niech Allah błogosławi.
Widocznie poznał mnie dostatecznie, skoro pomyślał, że ta przysięga więcej wskóra, niż najprzesadniejsze groźby, zwrócone przeciwko mej osobie. Zresztą, nawet na myśl mi nie przyszło w czemkolwiek mu ubliżyć lub przekroczyć umówione granice. Nie mogłem się jednak opędzić przeczuciu, że w jego stosunku do chorej kobiety tkwi jakaś tajemnica.
— Czy już czas? — zapytałem.
— Chodźmy!
Poszliśmy; on naprzód, a ja za nim.
Naprzód przeszliśmy przez prawie rozwaloną część domu, która mogła być siedliskiem wszelkiego rodzaju nocnych zwierząt, potem weszliśmy przez pewnego rodzaju przedpokój do komnaty, wyglądającej na kobiece mieszkanie. Było w niej trochę przedmiotów i przyborów, które kobietom są potrzebne i miłe.
— Oto są pokoje, które chciałeś widzieć. Patrz, czy zdołasz w nich znaleźć ducha choroby! — rzekł Abrahim-mamur z lekkim, ironicznym uśmiechem.
— A pokój przyległy?
— Tam właśnie znajduje się chora. Zobaczysz go, ale muszę się wpierw upewnić, czy słońce zakryło swą twarz przed okiem obcego mężczyzny. Nie waż się pójść za mną, lecz zaczekaj spokojnie, aż wrócę.
Wyszedł; zostałem sam.
A więc tuż obok znajdowała się Gicela. Imię to znaczy dosłownie: piękna. Ten szczegół, jakoteż zachowanie się Egipcjanina, nasunęły mi w tej chwili przypuszczenie, czy też Gicela nie jest przypadkiem osobą młodą. Obejrzałem się wokoło i zauważyłem to samo urządzenie, co w pokoju gospodarza mianowicie: balustradę, dywan i niszę z naczyniami do ochładzania powietrza.
- ↑ Liczba mnoga od sur, rozdział, zwrotka.