— Jak się ta choroba nazywa?
— Ma ona obcą nazwę, którą tylko lekarze rozumieją.
— Ile czasu upłynie do wyzdrowienia?
— Wyzdrowienie może nastąpić rychło, albo bardzo późno, zależnie od tego, czy i jak będziecie mi posłuszni.
— W czem mam ci być posłusznym?
— Musisz jej podawać regularnie lekarstwo, które zostawię.
— Dobrze.
— Musisz zostawić ją w samotności i strzec przed zgryzotą i zmartwieniem.
— Stanie się tak.
— Ja zaś muszę codziennie z nią rozmawiać.
— Ty? A to na co?
— Aby środki moje zastosowywać do stanu, w jakim chora się znajduje.
— Cóż masz z nią do gadania?
— To tylko, na co sam pozwolisz.
— A gdzie się to ma odbywać?
— Tu, w tym pokoju, tak samo jak dziś.
— Powiedz dokładnie, jak długo musisz przychodzić!
— Jeśli mi będziecie posłuszni, będzie ona od dziś za pięć dni od choroby swej... wolna.
— Więc daj jej lekarstwo.
— Nie mam go tu; mój służący, który został na dole, w podwórzu, ma je przy sobie.
— Chodź więc!
Zwróciłem się ku niej, aby ją choć tym niemym ruchem pożegnać. Wzniosła pod osłonami ręce, jakby błagalnie i odważyła się na dwa słowa:
— Ewer Allah, z Bogiem!
W tej chwili jednak krzyknął Abrahim:
— Milcz! Tylko wtedy masz mówić, gdy się ciebie pytają!
— Ahrabim-mamur — odpowiedziałem bardzo poważnie — czy nie mówiłem ci, że powinno się ją strzec przed zmartwieniami. Tak się nie mówi do chorej, która jest bliską śmierci.
— Więc niech przedewszystkiem sama się stara, aby nie potrzebowała się martwić. Chodź!
Strona:Karol May - Przez pustynię tom 1.djvu/93
Ta strona została skorygowana.