Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/106

Ta strona została skorygowana.

— Zihdi, jesteś szlachetnym wojownikiem — rzekł.
— Kazałeś powystrzelać wszystkie nasze konie, ale nas oszczędziłeś. Niech ci Allah pobłogosławi, choć koń mój był mi milszy od brata!
Poznać było po jego szlachetnych rysach, że obcą mu była wszelka zdrada, podłość i wiarołomstwo, rzekłem więc doń:
— Dałeś się obcym językom nakłonić do tej walki przeciwko rodakom; bądź na przyszłość odporniejszym! Czy chcesz mieć napowrót swój miecz, sztylet i strzelbę?
— Nie uczynisz tego, effendi — odpowiedział zdumiony.
— Uczynię to. Szejk powinien być najszlachetniejszym w szczepie swoim; nie chcę się z tobą obchodzić tak, jak gdybyś był jakimś Hutejjeh albo Chelawijeh [1]. Staniesz przed Mohammedem Eminem, szejkiem Haddedihnów, jak wolny mąż, z bronią w ręku.
Oddałem mu szablę i resztę broni.
Zerwał się i wytrzeszczył na mnie oczy.
— Jak się nazywasz, zihdi?
— Haddedihnowie nazywają mnie: Emir Kara Ben Nemzi.
— Jesteś chrześcijaninem, emirze! Dziś przekonywam się, że Nazarahowie, to nie psy, lecz ludzie szlachetniejsi i mądrzejsi niż muzułmanie. Wiedz bowiem, że bronią, zwróconą mi teraz, pokonałeś mnie łatwiej, niżby ci się to udało zapomocą własnej broni, którą mógłbyś mnie zabić. Pokaż mi swój sztylet!
Pokazałem mu. Obejrzawszy klingę, rzekł:
— To żelazo mogę złamać ręką; popatrz na mój szambijeh!

Wyjął go z pochwy. Było to arcydzieło, obosieczne, lekko wygięte, cudownie ozdobione, z wyrytem po obu stronach hasłem w języku arabskim: „Do pochwy jedynie po zwycięstwie“. Sztylet ten pochodził zapewne z pracowni jednego z owych sławnych, oddawna już nie żyjących mieczników, z którymi dziś nikt się nie może porównać.

  1. Szczepy wzgardzone, zaliczone do pospólstwa, podobnie jak Parjasy w Indjach.