Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/12

Ta strona została skorygowana.

— Welcome, sir; znam pana!
— Ah, mnie?
— Yes, bardzo!
— Czy wolno zapytać, skąd?
— Ja jest przyjaciel od sir John Raffley, od członek od Klub Traveller, Londyn, Near-Str. 47.
— A więc pan zna pana Raffley’a? A gdzie on teraz przebywa?
— W podróży — tu, tam — nie wiem. Pan z nim był na Cejlon?
— Tak jest.
— Polowali na słonie?
— Tak.
— Potem na morzu?
— Naturalnie.
— Ma czas?
— Hm! W jakim celu pan się pyta?
— Czytałem: Babylon, Niniwa, wykopaliska, czciciele szatana. Chcę tam też wykopać — darować British Muzeum. Nie umiem po arabsku — bardzo chcę mieć strzelców. Pan ze mną — dobrze płacę, bardzo dobrze!
— Czy mogę zapytać o pańskie nazwisko?
— Lindsay, Dawid Lindsay — tytuł nie, nie trzeba — sir Dawid mówić.
— Czy pan naprawdę zamierza udać się nad Eufrat i Tygrys?
— Yes. Mam parowiec — pojadę — wysiadam — statek czekać albo nazad do Bagdad — kupię konie, wielbłądy — podróżować, polować, wykopać, podarować British Muzeum, w klub Traveller opowiadać. Pan ze mną pojechać.
— Najchętniej pozostaję samodzielnym.
— Naturalnie! Może mnie opuścić, kiedy chce — dobrze zapłacę, bardzo pięknie zapłacę — tylko ze mną pójść.
— Czy jest kto jeszcze z panem?
— Tylu, ilu pan chce — ale lepiej ja, pan, dwaj służący.
— Kiedy pan się wybiera?
— Pojutrze, jutro, dziś — zaraz!
Propozycja ta była mi bardzo na rękę. Zgodziłem się na nią bez wahania, ale pod warunkiem, że każdego