odepchnął ręką szejka i zawołał: — Precz, ten chłopak do mnie należy.
W tej chwili wyrwał szejk Anglikowi jeden z jego pistoletów z za pasa i wystrzelił. Sir Dawid odwrócił się błyskawicznie, mimo to kula ugrzęzła mu w ramieniu. W mgnieniu oka huknął drugi strzał. To Irlandczyk Bill podniósł swoją krócicę w obronie pana, a kula jego przeszyła szejkowi głowę. Obaj synowie rzucili się na strzelca, zostali jednak przywitani siłą i zwyciężeni.
Odwróciłem się z przerażeniem. To był sąd boży. Kara, którą obmyśliłem dla złoczyńców, byłaby zbyt nieznaczną. Zarazem spełniło się słowo dane przeze mnie owej kobiecie: Szejk nie powrócił już do swojego obozu.
Upłynęła długa chwila, zanim wszyscy odzyskaliśmy spokój. Ciszę przerwało dopiero pytanie Halefa:
— Zihdi, dokąd mam zaprowadzić tych trzech ludzi?
— O tem niech szejk stanowi! — brzmiała moja odpowiedź.
Ten ostatni przystąpił był właśnie do nich ze słowami:
— Marhaba — bądźcie pozdrowieni! Pozostańcie u Mohammed Emina, dopóki nie przyjdziecie do siebie po swoich cierpieniach.
Tu Selek szybko rzucił nań okiem.
— Mohammed Emin? — zapytał.
— Tak się zowię.
— Nie jesteś Szammar, lecz Haddedihn.
— Szczep Haddedihn należy do Szammarów.
— Panie, w takim razie mam posłanie do ciebie.
— Powiedz je!
— Było to w Baadri, zanim jeszcze ruszyliśmy w drogę. Udałem się na brzeg strumienia, aby wody zaczerpnąć. Nad nim rozłożył się oddział Arnautów, którzy strzegli jakiegoś młodego człowieka. Prosił mnie, bym mu się napić pozwolił, a udając, że pije, szepnął mi: „Idź do Szammarów, do Mohammed Emina i powiedz mu, że wiodą mnie do Amadijah. Inni zostali straceni.“ Oto co miałem ci powiedzieć.
Szejk zachwiał się.
— Amad el Ghandur, mój syn! — zawołał. — On to był, on! Jak wyglądał?
— Taki wysoki jak ty, ale jeszcze szerszy od ciebie, a czarna broda spływała mu aż na piersi.
Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/144
Ta strona została skorygowana.