Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/145

Ta strona została skorygowana.

— To on! Hamdullillah! Nareszcie, nareszcie mam jakiś ślad jego! Cieszcie się ludzie, cieszcie się wraz ze mną, gdyż dziś jest dzień uroczysty dla wszystkich, kimkolwiekby byli, przyjaciółmi czy wrogami. Jak dawno z nim rozmawiałeś?
— Upłynęło sześć tygodni od tego czasu, panie!
— Dziękuję ci! Sześć tygodni, długi czas! Ale dłużej cierpieć i tęsknić nie będzie. Wydobędę go, choćbym całe Amadijah musiał zdobyć i zniszczyć. Hadżi Emir Kara Ben Nemzi, jedziesz ze mną, czy też chcesz mnie opuścić w tej podróży?
— Jadę z tobą!
— Allah niech ci błogosławi! — Pójdźcie, oznajmijmy tę wieść wszystkim Haddedihnom!
Pośpieszył ku wadi, a Halef zbliżył się do mnie z pytaniem:
— Czy to prawda, zihdi, że jedziesz?
— Jadę razem.
— Zihdi, czy mogę ci towarzyszyć?
— Halefie, pamiętaj o swej żonie!
— Hanneh jest pod dobrą opieką, ale ty, panie, potrzebujesz wiernego sługi. Mogę ci towarzyszyć?
— Dobrze, biorę cię z sobą; zapytaj jednak wprzód szejka Mohammed Emina i szejka Maleka, czy oni na to pozwolą.


ROZDZIAŁ XI.
U CZCICIELI DJABŁA

Tak więc znalazłem się w Mossul i oczekiwałem audjencji u baszy tureckiego.
Miałem z Mohammed Eminem udać się w góry kurdyjskie, aby syna jego Amada el Ghandur podstępem lub siłą wydobyć z twierdzy Amadijah; zadanie nie dające się rozwiązać byle jak. Waleczny szejk Haddedihnów wyruszyłby był najchętniej ze wszystkimi wojownikami swojego szczepu, aby się z nimi przebić przez terytorjum tureckie i napaść otwarcie na Amadijah. Było jednak mnóstwo ważnych powodów, które