Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/193

Ta strona została skorygowana.

w góry Maklub, do Bohtan, Szeikhan, Missuri, do Syrji, a nawet nad granicę rosyjską. Tam zdobyli sobie nową ojczyznę i tam pracują. Gdy ujrzysz ich mieszkania, ich stroje, ich ogrody i pola, ucieszysz się; tam rządzą pilność, porządek i czystość, podczas gdy wszędzie dokoła znajdziesz brud i próżniactwo. Ale to znęca innych, a skoro potrzebują pieniędzy i ludzi, mordują nas i szczęście nasze. Za trzy dni obchodzimy święto naszego wielkiego Świętego. Od wielu lat nie mogliśmy go obchodzić, ponieważ pielgrzymi w drodze do Szejk Adi byliby narażali swe życie. W tym roku wydaje się, że wrogowie nasi chcą się zachować spokojnie i w ten sposób po długim czasie uczcimy znów raz naszego Świętego. Czelebim mahalinde geldin — przychodzisz w sam czas. Nie lubimy wprawdzie obcych przy naszych uroczystościach, ty jednak jesteś dobroczyńcą moich i będziesz chętnie widziany.
Nic nie mogło mi być przyjemniejszem od tego zaproszenia. Dawało mi ono sposobność poznać zwyczaje i obyczaje zagadkowych czcicieli djabłów. Radjahell szejtan albo chalk szejtanin[1] przedstawiano mi tak źle, a przecież oni ukazali się w świetle o tyle lepszem, że pałałem żądzą wyjaśnienia sobie ich właściwej istoty.
— Dziękuję ci za twą przyjazną propozycję — odparłem. — Chętnie pozostałbym u ciebie, ale mamy do spełnienia zadanie, które wymaga, ażebyśmy Baadri opuścili niebawem.
— Znam to zadanie — rzekł — możesz jednak mimo to obchodzić z nami uroczystość.
— Znasz je?
— Tak. Śpieszycie do Amad el Ghandura, syna szejka Mohammed Emina, który przebywa w Amadijah.
— Skąd wiesz o tem?
— Od tych trzech ludzi, których uratowałeś. Teraz jednak nie będziecie mogli go oswobodzić.
— Czemu?
— Mutessaryf z Mossul obawia się podobno napadu ze strony wschodnich Kurdów i wysłał do Amadijah dużo wojska, którego część już tam nadeszła.

— Ile?

  1. Ludzie djabła.