— Dwaj jisbaszi z dwustu ludźmi szóstego pułku piechoty, Anatoli Ordissi w Djabekir i trzej jisbaszi trzeciego pułku piechoty, Izak Ordissi w Kerkjuk, razem pięciuset ludzi, którzy stoją pod dowództwem jednego bimbaszi[1].
— Amadijah oddalone stąd o dwanaście godzin drogi?
— Tak, ale drogi tak uciążliwe, że nie zdołasz tam dojść w ciągu jednego dnia. Nocuje się zazwyczaj w Cheloki lub Spandareh i jedzie się dopiero na drugi dzień rano przez strome i trudne do przebycia góry Garah, poza któremi leży równina i skalisty stożek Amadijah.
— Jakie wojska stoją w Mossul?
— Części drugiego pułku dragonów i czwartego pułku piechoty z dywizji Irak Ordissi. Jeden oddział ma wyruszyć przeciwko Beduinom, a drugi ma przejść przez nasze góry, aby się dostać do Amadijah.
— Ilu ludzi może liczyć ten drugi?
— Tysiąc pod miralajem[2], z którym razem znajduje się alaj emini[3]. Znam tego miralaja. Zabił on żonę i obydwu synów Pir[4] Kameka i zowie się Omar Amed.
— Czy wiesz, gdzie się zbierają?
— Przeznaczeni na wyprawę przeciwko Beduinom ukryli się w ruinach Kufjundżik. Dowiedziałem się od moich wywiadowców, że pojutrze mają wyruszyć. Tamci będą dopiero później gotowi.
— Zdaje mi się, że twoi wywiadowcy fałszywie cię powiadomili.
— Jakto?
— Czyż myślisz, że mutessaryf kazałby wojskom z tak daleka, aż z Djarbekir, przychodzić, aby ich użyć przeciwko wschodnim Kurdom? Czy nie miałby o wiele bliżej drugiego pułku piechoty, stojącego w Sulejmanii? A czy pułk trzeci z Kerkjuk nie składa się przeważnie z Kurdów? Przypuszczasz, żeby miał popełnić błąd i trzystu z nich użył przeciwko współplemieńcom?
Przybrał wyraz silnego zamyślenia i rzekł potem:
— Rozsądną jest mowa twoja, ale nie rozumiem jej.