Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/195

Ta strona została skorygowana.

— Czy wojska, stojące w Kufjundżik, mają z sobą armaty?
— Nie.
— Skoro ma się wyruszyć w równiny, bierze się spewnością artylerję. Wojsko, przy którem jej niema, musi być całkiem pewnie przeznaczone dla gór.
— W takim razie mój rekonesans pozamieniał rzeczy. Ludzie, stojący w ruinach, mają ruszyć nie przeciwko Beduinom, lecz na Amadijah.
— Jeżeli mają wyruszyć pojutrze, w takim razie staną tu właśnie w sam dzień waszego święta.
— Emirze!
Wyrzekł to jedno tylko słowo, ale w tonie najwyższego strachu. Mówiłem dalej:
— Weź pod uwagę, że ani z południowej, ani z północnej strony niema dostępu dla wojsk do Szejk-Adi; tylko od zachodu lub wschodu. O dziesięć godzin stąd gromadzi się tysiąc ludzi, na zachodzie Mossul, a o dwanaście godzin stąd na wschód zbiera się pięciuset ludzi w Amadijah. Szejk-Adi będzie otoczone i to bez możności wymknięcia się którędykolwiek.
— Panie, więc w ten sposób byłoby to obmyślone?
— Czy wierzysz istotnie, żeby pięciuset ludzi wystarczało na najazd z Berwari, Bohtan, Tijari, Chall, Hakkiari, Karita, Tura-Ghara, Baz i Szirwan? Ci Kurdowie mogliby przeciwstawić im już na trzeci dzień sześć tysięcy wojowników.
— Masz słuszność, emirze! To wszystko wymierzone przeciwko nam.
— Teraz, skoro dałeś się już przekonać zasadami prawdopodobieństwa, dowiesz się jeszcze i o tem: Wiem to z ust mutessaryfa, że zamierza was napaść w Szejk-Adi.
— Istotnie?
— Słuchaj!
Opowiedziałem mu z rozmowy z gubernatorem tylko to, co uprawniało mnie do moich wniosków. Gdy skończyłem, podniósł się i przeszedł kilka razy tam i napowrót. Potem podał mi rękę.
— Dziękuję ci, o panie, uratowałeś nas wszystkich. Gdyby nas napadło niespodzianie tysiąc pięciuset żołnierzy, bylibyśmy zgubieni. Obecnie rad będę, jeśli przyjdą naprawdę. Mutessaryf z rozmysłem ukołysał