— W opisach tego kraju, a także... jesteś Pir, sławnym świętym Dżezidów, znasz więc świętą księgę chrześcijan.
— Posiadam część, którą nazywają po turecku Eski-Zaryk[1].
— A więc czytałeś też księgę proroka Izajasza?
— Znam ją. Dżezajaj jest pierwszym z szesnastu proroków.
— Wyszukaj więc w tej księdze rozdział trzydziesty i siódmy. Dwunasty wiersz brzmi tam: „Czy bogowie pogan wyratowali też wszystkich, zniszczonych przez moich ojców, Gosam i Haram i Rezef i synów Eden z Thalassar?“ To Thalassar, to właśnie Tel Afer.
Spojrzał na mnie ze zdumieniem.
— Znacie więc z waszej księgi świętej miasta naszego kraju, co stały tu już przed tysiącami lat?
— Tak jest.
— Wasz kitab jest większy od koranu. Ale słuchaj! Mieszkałem w Mirkan u stóp Dżebel Sindżar, gdy napadli na nas Turcy. Umknąłem z żoną i dwoma synami do Tel Afer, gdyż jest to miasto warowne, a ja miałem tam przyjaciela, który mię przyjął i ukrył. Lecz i tu wpadli rozwścieczeni Turcy, aby pozabijać wszystkich Dżezidów, szukających schronienia. Odkryto moją kryjówkę, a przyjaciela mojego zastrzelono za jego miłosierdzie. Mnie związano i wraz z żoną i dziećmi wyprowadzono przed miasto. Tam płonęły ognie, w których mieliśmy znaleźć śmierć, tam płynęła krew męczonych. Pewien porucznik przekłuł mi nożem policzki dla zadania mi bólu. Widzisz tu jeszcze blizny. Synowie moi byli odważnymi młodzieńcami. Widząc moją mękę, rzucili się nań i poturbowali go. Skrępowano ich za to, a to samo uczyniono i z matką. Odcięto każdemu z nich prawą rękę i powleczono ich do ognia. Za nimi spalono też moją żonę, a ja musiałem patrzeć na wszystko. Potem wyjął milazim[2] nóż z moich policzków i wbijał mi powoli w piersi. Noc była, gdy przyszedłem do siebie, leżałem między trupami. Ostrze noża do serca nie doszło, ale kąpałem się we własnej krwi. Jakiś Chaldejczyk znalazł mnie nazajutrz i ukrył