Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/207

Ta strona została skorygowana.

szedł człowiek. Zamieniłem się znowu na cegłę i włączono mnie do tego domu. Tu znajduję się lat trzysta trzydzieści i nie wiem, czem będę od dzisiaj. Narazie dusza mię nie boli...
Przerwano mu. Osła, który, jak uznano, nie rozumiał po turecku, nudziło widocznie to opowiadanie. Otworzył pysk i wypuścił podwójny tryl, który możnaby porównać jedynie z tem, na co stać róg do spółki z tubą. Wtem przecisnął się przez zgromadzenie jakiś człowiek i wszedł do sieni. Tu zauważył mnie.
— Emirze, więc to prawda, że przybyłeś. Usłyszałem o tem dopiero teraz, gdyż byłem w górach. Jakże się cieszę! Pozwól mi się powitać!
Był to Selek. Ujął rękę moją i pocałował ją. Ten zwyczaj okazywania szacunku jest u Dżezidów wogóle często w użyciu.
— Gdzie są Pali i Melaf? — zapytałem go.
— Spotkali Pir Kameka i udali się z nim wdół ku Mossul. Mam wiadomość dla Ali Beja. Czy mogę cię widzieć potem?
— Miałem właśnie zamiar udać się do niego. Czy wiadomość ta jest tajemnicą?
— Może być, ale ty możesz ją usłyszeć. Pójdź, emirze!
Poszliśmy do mieszkania kobiecego, gdzie znajdował się Ali Bej. Wydawało się, że wstęp jest tam dozwolony każdemu. I Halef tam się znajdował. Poczciwy hadżi był już znów przy jedzeniu.
— Panie — rzekł Selek — byłem w górach poza Bozan i mam ci coś oznajmić.
— Mów.
— Czy mogą to słyszeć wszyscy?
— Wszyscy.
— Przypuszczaliśmy, że mutessaryf z Mossul chce pięciuset Turków przenieść do Amadijah dla ochrony przed Kurdami. To jednak nieprawda. Tych dwustu ludzi, którzy nadchodzą z Djarbekir, maszerowało przez Urmeli i ukryło się w lasach Tura Garah.
— Kto to powiedział?
— Ścinacz drzewa z Mungejszi, którego spotkałem. Chciał się udać wdół do Kana Kujunli, gdzie znajduje się jedno z jego czółen. Trzystu ludzi z Kerkjuk nie