Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/210

Ta strona została skorygowana.

— O, panie! Oto właśnie rzecz cała. Ja także nie mogę spać. Oni wszyscy przychodzą teraz do mnie i żądają, ażebym wyprowadził osła do lasu i tam go uwiązał. W przeciwnym razie grożą, że go zastrzelą. Do tego dopuścić nie mogę, gdyż muszę osła przyprowadzić spowrotem do Mossul, a jak nie, to otrzymam bastonadę.
— Więc zaprowadź go do lasu!
— To niemożebne, emirze!
— Dlaczego nie?
— Czy mam pozwolić, aby go wilk zjadł? W lesie są wilki.
— Więc zostań na dworze i pilnuj go.
— Effendi, mogłyby przecież przyjść dwa wilki.
— No i...?
— Wówczas jeden pożre osła, a drugi mnie.
— To bardzo dobrze, bo w takim razie nie otrzymasz bastonady.
— Żartujesz! Niektórzy mówią, abym się udał do ciebie.
— Do mnie? A to poco?
— Panie, czy wierzysz, że ten osioł ma duszę?
— Oczywiście, że ma!
— A może on ma inną, nie swoją.
— A gdzieby była jego dusza? Może zamieniliście się; jego dusza weszła w ciebie, a twoja w niego. Jesteś zatem osłem i boisz się jako zając, a on jest buluk emini i ryczy jak lew. Cóż mógłbym poradzić na to?
— Emirze, to całkiem pewne, że on ma inną duszę, ale to nie turecka, gdyż nie rozumie języka Osmanly. Ty jednak mówisz wszystkiemi językami ziemi i dlatego proszę cię, zejdź nadół. Gdy zaczniesz mówić z osłem, dowiesz się zaraz, kto w nim siedzi, Pers czy Turkoman, czy też Ormianin. A może to Rosjanin wlazł w niego, że tak nam ustawicznie nie daje spokoju.
— Czy wierzysz istotnie, że — — —
W tej chwili zwierzę znowu dobyło głosu i to z taką siłą, że całe zbuntowane zgromadzenie chórem mu zawtórowało.
— Allah kerim! Zamordują mi osła. Panie, zejdź prędko, gdyż inaczej zginie, a z nim razem jego dusza.
Popędził nadół, a ja za nim. Czy miałem sobie zażartować? Może to było niewłaściwe, ale jego zapatry-