Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/222

Ta strona została skorygowana.

— Bóg mię uchroni najlepiej. Mam być twoim gościem i puścić cię samego do walki? A potem twoi będą o mnie opowiadać, że jestem tchórzem?
— Tego nigdy nie powiedzą. Czyż nie byłeś także gościem mutessaryfa? Czyż nie masz w kieszeni paszportu od niego i listów? A teraz chcesz walczyć przeciwko niemu? Czy nie musisz podnieść ramienia w obronie syna swego przyjaciela, którego macie oswobodzić? A czy nie możesz mi się przysłużyć bez zabijania moich wrogów?
— Masz słuszność we wszystkiem, co mówisz, ja jednakowoż nie miałem zamiaru zabijać, lecz może działać w tej mierze, żeby się krew nie przelewała.
— Zostaw już mnie tę troskę, effendi; nie żądam krwi, a chcę tylko odeprzeć tyrana.
— Jak chcesz to przeprowadzić?
— Czy wiesz, że do Szejk Adi przybyło już trzy tysiące pielgrzymów? Do rozpoczęcia uroczystości będzie ich sześć tysięcy i więcej.
— Mężczyzn, kobiet i dzieci?
— Kobiety i dzieci poślę w dolinę Idiz, a pozostaną tylko mężczyźni. Gddziały z Djarbekir i z Kerkjuk połączą się na drodze z Kaloni tutaj, a ci z Mossul nadejdą tu na Dżeraijah, albo Ajn Sifni. Chcą nas osaczyć w dolinie świętego, ale my wynurzymy się spoza grobu i obstąpimy ją, gdy oni tam wejdą. Wówczas będziemy mogli położyć ich trupem do ostatniego człowieka, jeżeli się nie poddadzą. W przeciwnym razie wyślę gońca do mutessaryfa i przedstawię mu moje warunki, pod któremi ich wypuszczę na wolność. Będzie potem musiał odpowiadać za to przed wielkorządcą.
— Przedstawi mu sprawę w fałszywem świetle.
— Nie uda mu się wywieść w pole padyszacha, gdyż przedtem już wysłałem tajne poselstwo do Stambułu, które go uprzedzi.
Musiałem przyznać wewnętrznie, że Ali Bej jest nietylko odważnym, lecz także rozumnym, a więc ostrożnym człowiekiem.
— A jak chcesz mnie użyć?
— Ty pójdziesz z obrońcami kobiet, dzieci i naszego mienia.
— Bierzecie i swoje mienie ze sobą?