— Ile unieść zdołamy. Jeszcze dziś ogłoszę wszystkim mieszkańcom Baadri, żeby wszystko zabrali do doliny Idiz, lecz potajemnie, aby mego planu nie zdradzić.
— A szejk Mohammed Emin?
— Pójdzie z tobą. Nie doszlibyście teraz do Amadijah, gdyż droga tam nie jest już wolną.
— Turcy musieliby uszanować bu-djeruldi padyszacha i firman mutessaryfa.
— Między nimi są jednak ludzie z Kerkjuk i łatwo mógłby który z nich poznać Mohammed Emina.
Jeszcze podczas naszej rozmowy weszło do domu dwuch ludzi. Byli to moi starzy znajomi: Pali i Melaf, którzy na mój widok wpadli w zachwyt i całowali mię z radości po rękach.
— Gdzie jest Pir? — zapytał Ali Bej.
— W grobie Jonasza, koło Kufjundżik. Przysyła nas, abyśmy ci donieśli, że napadną na nas w drugi dzień świąt rano.
— Czy on zna pretekst, jaki podaje mutessaryf?
— W Malthaijah zabił pewien Dżezid dwóch Turków. Chce złoczyńców zabrać z Szejk Adi.
— W Malthaijah dwaj Turcy zabili dwóch Dżezidów, jak brzmi prawda. Widzisz, emirze, jacy są ci Turcy? Ubijają mi ludzi, aby mieć powód do napadu na nasze okolice. Niechaj więc znajdą, czego szukają.
Udałem się z moim tłumaczem do pokoju i rozpocząłem dalszy ciąg moich ćwiczeń. Mohammed Emin siedział przy tem w milczeniu, palił fajkę i dziwił się, że zdaję sobie tyle trudu aby książkę czytać i rozumieć słowa obcego języka. To samo robiłem przez cały dzień i wieczorem, a i dzień następny zeszedł mi również na tem przyjemnem zajęciu.
Tymczasem zauważyłem, że mieszkańcy Baadri wynieśli swoje mienie bez zwrócenia czyjejkolwiek uwagi, a w jednej z izb naszego domu lano kule do strzelb. Dodać muszę także, że osioł buluka emini nie dał się już więcej słyszeć, ponieważ pan i mistrz jego przywiązywał mu co dnia za nastaniem zmroku kamień do ogona.
Pielgrzymi napływali też ustawicznie bądź to pojedyńczo, bądź z rodzinami, bądź też w większych oddziałach. Było wśród nich wielu biednych, skazanych na korzystanie z miłosierdzia drugich. Pędził więc
Strona:Karol May - Przez pustynię tom 2.djvu/225
Ta strona została skorygowana.